Mgr Piotr Kuśmierzak

Dziennikarz, reporter, dokumentalista

Kiedy myślę o swoim studiowaniu na polonistyce UMCS, to mam w głowie słowa Adasia Miałczyńskiego z „Dnia świra”, który mówił: Myśleliśmy, że oto przyjęli nas do szkoły poetów, hehe, trochę tak było, serio! Byłem młodym, wrażliwym chłopakiem, spragnionym literatury pięknej i poezji, chciałem rozwijać pasje zaszczepione w liceum.  

Studiowanie na polonistyce, zwanej w naszych kręgach „Polokokotą”, to był najlepszy czas w życiu. Jest dużo prawdy w tym komunale powtarzanym od zawsze, że studia to najbardziej beztroski czas, w sumie żadnych zmartwień, ani poważnej odpowiedzialności na barkach, no i na którym kierunku jest tyle dziewczyn? ;)

Polonistyka będzie mi się zawsze kojarzyć z zapachem książek w bibliotece w Starym Humaniku, przewracaniem po nocach kartek i zmęczonymi od niewysapania oczami, tonami kserówek i wymagającymi wykładowcami. Niesamowitymi konwersatoriami, na których zgłębialiśmy filozofię zła, poznawaliśmy metafizykę skrytą między okładkami książek, podziwialiśmy wyklętych poetów, młodopolskich Prometeuszy i wgryzaliśmy się w strumień myśli wiecznie nienasyconych artystów, jak Witkacy. Polonistyka dała mi bardzo wiele. Tam dorosłem, dojrzałem, nauczyłem się sprawnie wyrażać myśli, które podsuwała głowa.

Polonistyka pomogła mi zbudować solidny fundament do wykonywana mojej pracy. Wbrew temu, co wiele osób mówiło: co ty będziesz robił po tej polonistyce, jak wy tylko tam czytacie książki, filologia polska daje ogrom możliwości. Ale trzeba mieć pomysł na siebie. Idąc na polonistykę, wiedziałem, kim chcę być w przyszłości; filologia polska była dla mnie drogą do zostania dziennikarzem. Literatura piękna, językoznawstwo, gramatyka, nauka kultury języka dały mi niezbędny background do mojej obecnej pracy. Ukończyłem specjalność nauczycielską i redaktorską-medialną. Nie czekałem do końca studiów na poszukiwanie pracy. Wyszedłem z założenia, że dziennikarz bez praktyki jest jak chirurg, który nigdy nie operował.  

Już na 1 roku studiów zapisałem się do koła dziennikarskiego, mój pierwszy tekst był o buncie w literaturze i otaczającym świecie, a faktycznie był zielony i totalnie infantylny, ale od czegoś trzeba zacząć. Później udało mi się załapać na roczne praktyki do telewizji kablowej Teletop. To była moja pierwsza szkoła zawodu. Tam poznałem sprzęt, technologię powstawiania programów telewizyjnych i nauczyłem się trochę o warsztacie dziennikarskim. Mój wydawca raz wysłał mnie na zdjęcia z operatorem i po powrocie powiedział, że zrobiłem najgorsze newsy w historii stacji, hehe! :)

Na 3 roku studiów pracowałem już w Akademickim Radiu Centrum, na 4 byłem wydawcą i serwisantem w katolickim Radiu eR, gdzie odpowiadałem między innymi za przygotowanie porannych serwisów informacyjnych. Zdarzało się, że było jak w „Dniu świstaka”pobudka, szybki przejazd autobusem do radia na 5 rano, przygotowywanie serwisów do 11, a później zajęcia na Uczelni. I tak przez tydzień ;) Czasami głowę trzeba było podpierać, żeby nie paść ze zmęczenia ;)

Zbierałem doświadczenie, ciągle chciałem się czegoś uczyć i nie zrażałem się potknięciami. Gdy kończyłem studia, okazało się, że ogólnopolska stacja informacyjna o profilu biznesowym TV Biznes poszukuje korespondenta na Lubelszczyźnie. Zawsze marzyłem o pracy w telewizji, pomyślałem, że to może być moja wielka szansa. W końcu dlaczego nie miałbym zostać korespondentem ogólnopolskiej stacji? Poszedłem na casting, na który trzeba było przygotować krótką relację do kamery na dowolny temat. Ćwiczyłem przed lustrem z grzebykiem w ręku w swoim maluteńkim wynajmowanym pokoju na LSM. I… wygrałem ten casting! Tak, tak, dostałem się do pracy w telewizji bez znajomości. Niektórym do dzisiaj trudno w to uwierzyć ;) Moim największym sukcesem przez pierwsze tygodnie pracy w Telewizji Biznes było to, że nikt mnie nie zwolnił. Musiałem się nauczyć wielu rzeczy od podstaw, jak nagrywać wywiady do kamery, jak myśleć obrazkiem, jak pisać tzw. offy i – co najtrudniejsze – jak pokonać stres podczas „wejść” live. Miałem bardzo wyrozumiałych szefów, którzy wierzyli we mnie i dali mi wielki kredyt zaufania.

Nigdy nie zapomnę swojego pierwszego wejścia na żywo w Kazimierzu Dolnym, gdzie trwała eksmisja zbuntowanych betanek. Telepałem się jak galareta, miałem chaos w głowie, byłem przerażony… ale… jakoś poszło. Później tego samego dnia zrobiłem jeszcze 2 „wejścia” i… znów nikt mnie nie zwolnił. Później TV BIZNES stała się częścią POLSAT NEWS i tak mija już 13 lat mojej pracy w telewizji informacyjnej. Przez ten czas relacjonowałem setki spraw, dosłownie setki: protesty społeczne na ulicach i różne zamieszki, marsze niepodległości i starcia tłumów na ulicach z policją, procesy morderców i gwałcicieli, tragiczne w skutkach wypadki drogowe, utonięcia i inne ludzkie tragedie, wielkie powodzie, katastrofy samolotów, sukcesy i porażki lekarzy walczących z różnymi chorobami w tym z koronawirusem, światowe dni młodzieży w Krakowie, ważne wydarzenia na Ukrainie, sprawy dużej polityki, obchody katastrofy smoleńskiej, kampanie, wybory parlamentarne i samorządowe, sprawy duże i małe, problemy zwykłych ludzi.

W trakcie tych wielu lat pracy w Polsacie próbowałem różnych rzeczy, byłem gospodarzem serwisów informacyjnych w Polsat News, prowadziłem magazyny informacje „Polska. Magazyn reporterów krajowych” oraz publicystyczne „Nie rządem Polska stoi” w Polsat News 2, ale moim prawdziwym żywiołem jest bycie reporterem.

Od jakiegoś czasu zajmuję się też produkcją reportaży. 3 lata temu, w 2018 roku razem z moim operatorem Bartłomiejem Kuliną nakręciliśmy też film dokumentalny „W martwym punkcie” opowiadający o sporach historycznych dotyczących Wołynia pomiędzy Polakami a Ukraińcami. Film został zauważony, zostałem laureatem nagrody „BohaterOn”, Nagrody im. Powstańców Warszawskich.

Od wielu lat przygotowuję materiały na antenę ogólnopolską, a od roku jestem reporterem najważniejszego programu informacyjnego Telewizji Polsat „Wydarzenia 18:50”.

W 2017 roku zostałem stypendystą Departamentu Stanu Stanów Zjednoczonych, dzięki czemu pojechałem na wymarzone stypendium. Przez 3 tygodnie w ramach programu IVLP „New and traditional broadcast media” odwiedziłem wiele redakcji radiowych, prasowych i telewizyjnych, by zbierać nowe doświadczenia i podglądać, jak wygląda dziennikarska praca za oceanem. Dla mnie i dla innych dziennikarzy z całego świata to było niesamowite doświadczenie, które na pewno wniosło bardzo dużo do naszej codziennej pracy.

Doświadczenie zdobyte w telewizji pozwala mi odnajdywać się w różnych miejscach. Od czasu do czasu bywam konferansjerem, moderatorem paneli dyskusyjnych po polsku i angielsku, prowadziłem też szkolenia z budowania wizerunku oraz sprawnego prezentowania się przed kamerą dla rzeczników prasowych straży pożarnej. Od kilku miesięcy wykładam też dziennikarstwo w Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Administracji w Lublinie.

Myślę, że w swoim życiu miałem bardzo dużo szczęścia, bo spotkałem wielu dobrych ludzi na swojej drodze, ale szczęście znaczy mniej niż ciężka praca, bez której trudno marzyć o sukcesach w życiu.

A wszystko to przydarzyło się skromnemu chłopakowi z podlubelskiej wsi, którym największym marzeniem było pracować w telewizji i przekazywać ludziom informacje. Warto marzyć!

fot. Adrian Tomczyk 

    Absolwenci filologii polskiej oraz e-edytorstwa i technik redakcyjnych

    Data dodania
    13 kwietnia 2021