"Archeologia na A+" - komentarz dot. ewaluacji

Wyniki oceny jakości działalności jednostek naukowych mają kluczowe znaczenie dla ich rozwoju, a także prestiżu i oddziaływania w środowisku akademickim. Spośród 23 ocenianych dyscyplin naukowych UMCS uzyskał najwyższą kategorię (A+) w dyscyplinie archeologia. Kilka słów komentarza na ten temat przekazuje prof. Andrzej Kokowski z Instytutu Archeologii UMCS.

Archiwalne zdjęcia Instytutu Archeologii - wykopaliska Malbork-Wielbark


 Długo oczekiwane wyniki ewaluacji nauki polskiej okazały się dla archeologii spod znaku UMCS najszczęśliwsze. Może należałoby raczej powiedzieć, że pokazały należne jej miejsce. Jedyna dyscyplina w Uczelni z taką notą; jedyna na Lubelszczyźnie; druga siła w kraju, z niewielką tylko stratą do lidera – Wydziału Archeologii Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Za nami archeologia Uniwersytetu Warszawskiego, Polskiej Akademii Nauk, Uniwersytetu Jagiellońskiego, Uniwersytetu Rzeszowskiego – po prostu wszystkie pozostałe. A przecież jesteśmy tacy malutcy (!).

Na pytanie: jak do tego doszło? – mogę odpowiedzieć krótko i stanowczo. Ciężko pracowaliśmy, starannie przyglądając się wymogom i regułom ewaluacji. Część z nich była nam wyraźnie pod włos, o czym na koniec, ale szybko się dostosowaliśmy i konsekwentnie gromadziliśmy potrzebne punkty. A ponieważ na europejskim rynku naukowym mamy ugruntowaną pozycję i duże doświadczenie, to właściwie nie sprawiało nam to kłopotu. No i mieliśmy kapitalnego „buchaltera” który skrupulatnie pilnował porządku, naprowadzał na właściwe ścieżki, doradzał, sprawdzał. Bez dra Marcina Szeligi i jego perfekcji pewnie dużo trudniej byłoby nam osiągnąć taki wynik.

Zacząć wypada od magicznej liczby „N” Instytutu Archeologii, która została określona na 14,55. To istotne w przypadku kryterium I oceniającego naszą sprawność naukową, ponieważ w prezentacji dorobku mogliśmy przedstawić nie więcej jak 43,55 (czyli 3 x „N”) tzw. udziałów jednostkowych. Szansę wykorzystaliśmy niemal w pełni (43,5496), bo „utraciliśmy” tylko 0,0004 slota.

Spośród wszystkich naszych publikacji, jakie trafiły do zasobów PBN, algorytm optymalizacyjny wytypował do ewaluacji 48: 15 artykułów o wartości 200 punktów, 4 artykuły za140 punktów, 11 artykułów 100-punktowych oraz 18 o niższej wartości. Zapunktowała też jedna monografia (której współautorem był dr Marcin Maciejewski). Tak więc 49 osiągnięć (w tym 48 artykułów!) dało nam 5072 punkty, a te wygenerowały drugi wynik w kraju – 348,59 punktu na osobę zatrudnioną w Instytucie. I to pomimo to, że w latach 2017-2018 artykuły w czasopismach były o wiele niżej punktowane.

Niestety, ale przy ocenie kryterium II, czyli zdobywania środków na badania naukowe, komisja pozytywnie zaopiniowała tylko 3 z wszystkich realizowanych przez nas projektów, przyznając nam 51,98 punktu. Odrzucono, na przykład, nasz udział w projekcie DARIAH-PL, który zdaniem oceniających nie obejmuje badań naukowych bądź prac rozwojowych. Kontrowersje co do pozostałych dotyczyły dat ich zakończenia lub dat rozpoczęcia; a zupełnie nie brano pod uwagę projektów finansowanych przez Narodowy Instytut Dziedzictwa, które dają spektakularne (w przekonaniu archeologów) i wymierne efekty. Przypomnę tylko monografię Puław-Włostowic dr hab. Barbary Niezabitowskiej-Wiśniewskiej, by pokazać wagę takich przedsięwzięć.

Ostatecznie przy ocenie zagrały projekty kierowane przez: dra Tomasza Dzieńkowskiego „Między Wschodem a Zachodem. Książęca rezydencja typu motte z XIII w. w Chełmie – kulturowa rewolucja na pograniczu” – Miniatura/ NCN; dra Marcina Maciejewskiego „Biografie skarbów. Wieloaspektowa analiza zespołów przedmiotów metalowych związanych z monumentalnymi konstrukcjami. Studium przypadków z późnej epoki brązu i wczesnej epoki żelaza” – Opus/NCN; oraz prof. Piotra Łuczkiewicza „Niedokończona historia. Ponad 100 lat odkryć w Malborku-Wielbarku” – Opus/NCN.

Rozczarowani jesteśmy oceną w kryterium III, czyli w zakresie percepcji społecznej wyników naszych badań, co uważaliśmy za bardzo silny punkt w naszym dorobku. To, co osiągnęliśmy na tym polu, w mediach i na archeologicznym rynku naukowym uważane jest za modelowe, a skutek – za jeden z najbardziej pożądanych. Tak też oceniają naszą działalność najwybitniejsi politycy zagraniczni, wyczuleni na tolerancję kulturową i historyczną oraz szacunek dla europejskiego dziedzictwa kulturowego. Dzisiaj wiemy, że popełniliśmy błąd w formułowaniu tytułów osiągnięć. Wydaje się wręcz, że ekspertom nie starczyło cierpliwości na zapoznanie się z obszernymi załącznikami do poszczególnych tematów.

Tym sposobem "Archeologia jako marka regionalna i szansa gospodarcza" uzyskała 55 punktów (30 za zasięg wpływu i 25 za znaczenie wpływu). Jednak ostatecznie eksperci uznali, że interdyscyplinarność badań naukowych i prac rozwojowych miała kluczowe znaczenie dla powstania tego wpływu. W związku z tym ostateczną ocenę opisu wpływu zwiększono o 20%, do wysokości 66 punktów.

"Goci na Lubelszczyźnie – nieznany element europejskiego dziedzictwa kulturowego jako czynnik wpływający na rozwój cywilizacyjny społeczeństwa” oceniono podobnie, co pozwoliło zapisać na naszym koncie 66 punktów. No cóż – „Laboratorium Historiae Gothorum” z plejadą najwybitniejszych postaci europejskiej archeologii dopiero ruszało.

Kategorię A dostaliśmy więc niejako z marszu i spełniliśmy wszelkie warunki uprawniające nas do ubiegania się o „A+”. O rozstrzygnięciu decydowali eksperci koronni, w tym zagraniczni. Jeden z nich uznał, że nasza działalność naukowa w pełni uprawnia nas do uzyskania najwyższej oceny. Jego uzasadnienie było na tyle mocne i przekonujące, że zastrzeżenia zgłoszone przez drugiego super eksperta nie miały już znaczenia.

Pisałem po wielokroć, że archeologia, a ta lubelska w szczególności, jest immanentnie interdyscyplinarna. Oznacza to, że nie tylko korzystamy z doświadczeń innych dyscyplin naukowych, ale umiemy formułować postulaty i problemy badawcze, które znajdują zainteresowanie przedstawicieli innych nauk. Co ważniejsze, nie znajdujemy granic dla takiej współpracy. Archeologia odważnie staje obok przedstawicieli nauk ścisłych, eksperymentalnych, społecznych, artystów, szeroko rozumianych humanistów. Wszędzie znajdujemy pożywkę, ale też nauczyliśmy się panować nad współpracą z przedstawicielami innych dyscyplin, którzy niekiedy uzurpują sobie prymarność swoich ustaleń, zapominając, że otrzymują je w kontekście badań historycznych. Tutaj przywołam chociażby badania B. Niezabitowskiej-Wiśniewskiej, P. Łuczkiewicza czy projekt badań genetycznych realizowany wspólnie z zespołem prof. Piotra Węgleńskiego z Uniwersytetu Warszawskiego. One też stanowią wierzchołek piramidy naszych działań, w których nie można przecież pominąć współpracy wewnątrzuniwersyteckiej, mającej długą historię i znakomite efekty.

Z dużym dystansem podchodzimy do oceny punktowej za nasze publikacje. Została ona wyraźnie skrojona pod wymiar nauk ścisłych i eksperymentalnych. Tradycyjne pryncypia kierujące strategią lokowania publikacji w humanistyce zostały zignorowane. My szukamy nie punktów, ale czytelnika. Przyglądając się systemowi i drabince wartościującej lokowanie naszego dorobku, doszliśmy do wniosku, że nie zawsze wysoko punktowany artykuł zdobędzie oczekiwany efekt skuteczności naukowej. Pisma komercyjne są właściwie dla większości badaczy niedostępne, więc nie będą się powoływali na nasze efekty, a zalecenie takiego tekstu studentom właściwie mija się z celem. Naszą pozycję na rynku międzynarodowym wyznaczają członkostwa w decyzyjnych gremiach naukowych, takich jak KAFU, DAI czy Freye Universität Berlin, oraz projekty naukowe najwyższej rangi, których wartości niestety nie dostrzega system ewaluacji. Sztandarowe projekty europejskiej archeologii: Illerup Projeckt czy „Corpus der römischen Funde” przerosły chyba wyobraźnię kreatorów podstaw ewaluacji, ale to one kotwiczą archeologię lubelską w europejskiej świadomości badawczej. Gdy do tego wszystkiego dołożymy jeszcze projekty pilotowane przez prof. P. Łuczkiewicza skupiające udziały przedstawicieli archeologii skandynawskiej, francuskiej, niemieckiej, czeskiej i mołdawskiej, to otrzymamy wgląd w zakres możliwości, jakimi dysponuje archeologia UMCS. A nie ma tutaj miejsca dla wyeksponowania dokonań na rynku krajowym – wymienię więc tylko ten poświęcony tzw. skarbom z epoki brązu i wczesnej epoki żelaza z wiodącym udziałem dra Marcina Maciejewskiego.

Oprócz wymienionych wyżej projektów, które sadowią nasz Instytut na szczycie, zabrakło możliwości oceny wartości najwyżej ocenianej działalności – metodycznej i metodologicznej skuteczności w przestrzeni tzw. archeologii archiwalnej. Jesteśmy pionierami w zakresie eksploracji dawnych zasobów prasowych (z drem Wieńczysławem Niemirowskim, germanistą z UMCS, urośliśmy do rangi autorytetów) i nie mamy póki co konkurencji w tym zakresie. Ale archeologiczny świat, mimo braku „dużych” punktów w tym zakresie, patrzy nam z uwagą na ręce i nasze ustalenia mają wartości nie tylko sensacyjne, ale również prymarne. Budują naszą legitymację w świecie nauki.

Oczywiście pozostaje pytanie kluczowe – czy potrafimy utrzymać swoją wysoką pozycję? Myślę, że na naukowym rynku archeologicznym wiele się teraz zmieni. Gorzej ocenione instytuty zaczną staranniej przestrzegać reguł obowiązujących w ewaluacji; wzrośnie konkurencja w dotarciu do tych lepszych czasopism i w zdobywaniu środków na badania. Te ostatnie i tak z wielkim trudem trafiały do mniejszych instytucji – ich dystrybucja była przecież w rękach potentatów. No, ale skoro dystrybucja pieniędzy nie przyniosła skutku ewaluacyjnego, to może należałoby zmienić reguły gry? To oczywiście marzenia.

Wiele zależy od władz Uczelni. Czy zechcą pielęgnować „diament w koronie” i pomagać w utrzymaniu naszej pozycji? Czy też dojdą do wniosku, że skoro jesteśmy najlepsi, to damy sobie radę, a pomagać trzeba tym ocenionym gorzej? To istotny problem przy nieuniknionej wymianie pokoleniowej, jaka dotyka właśnie mój Instytut. Miłym gestem byłaby decyzja o sfinansowaniu rocznika archeologicznego, co jest inwestycją długoletnią, ale właściwie niezbędną dla stabilizacji pozycji naukowej. Warto byłoby też eksponować pozycję najlepszego Instytutu UMCS.

Śmiem twierdzić, że damy radę.


Prof. dr hab. Andrzej Kokowski - od początku kariery zawodowej związany z UMCS, wieloletni dyrektor Instytutu Archeologii UMCS. Członek korespondent Deutschen Archäologischen Instituts. Członek KAFU (Kommission zur Erforschung von Sammlungen archäologischer Funde und Unterlagen aus dem nordöstlichen Mitteleuropa). Nagrodzony m.in. „Złotą łopatą” za badania nad Gotami oraz Nagrodą im. Krzysztofa Dąbrowskiego przez Stowarzyszenie Naukowe Archeologów Polskich za popularyzację archeologii. Laureat Nagrody „Popularyzator Nauki 2008”. Zdobywca tytułu „Odkrycie Roku National Geographic 2011”. Posiadacz m.in. honorowego tytułu Ambasadora Województwa Lubelskiego i Honorowego Obywatela miasta Złotowa. Stypendysta Fundacji im A. von Humboldta z Bonn. Zainteresowania naukowe skupił wokół problematyki okresu przedrzymskiego, rzymskiego i wędrówek ludów Europy środkowej i wschodniej. W dorobku naukowym ma 462 publikacje naukowe, w tym 23 książki. Napisał też 363 teksty popularne. Jego wykopaliska w Masłomęczu i Gródku koło Hrubieszowa zmieniły radykalnie dotychczasową wiedzę o dziejach Gotów, a ich wyniki pozwoliły m.in. na zbudowanie marki regionalnej i stworzenie projektu „Wioska Gotów”. Kierował kilkoma grantami i międzynarodowymi projektami naukowymi, takimi jak „Schätze der Ostgoten”; „Die Vandalen, die Könige, die Eliten, die Krieger, die Handwerker” i „Na srebrnym koniu – Das silberne Pferd. Archeologiczne skarby znad Morza czarnego i z Kaukazu – Archäologische Schätze zwischen Schwarzem Meer und Kaukasus”. Zrealizował temat w ramach „Illerup Projekt” i dwa w ramach „Corpus der römischen Funde”. Wyznaczył nowe ścieżki w tzw. archeologii archiwalnej.

    Komentarze eksperckie

    Data dodania
    19 sierpnia 2022