Dr Katarzyna Witkiewicz

Humanistka, projektantka, producentka

Gdy w 2006 r. rozpoczynałam studia na wydziale humanistycznym, nie wiedziałam, że tym samym otwieram jeden z najlepszych i najważniejszych rozdziałów mojego życia. I że po latach wciąż będę myśleć o nim z nostalgią,

O studiowaniu literatury marzyłam od dawna. Gdybym miała opisać całe swoje dzieciństwo i wczesną młodość jednym zwrotem, to brzmiałby on: czytanie książek przerywane pierwszymi próbami projektowania ubrań. Nawet gdy podejmowałam decyzję dotyczącą kierunku studiów, wahałam się między tymi dwiema drogami: filologią polską a szkołą artystyczną, która przybliżyłaby mnie do świata mody. Za filologią przemawiał fakt, że mogłabym ją studiować w Lublinie, dość blisko mojego rodzinnego domu, więc gdy okazało się, że dostałam pierwsze miejsce na liście przyjętych na UMCS, to nie wahałam się ani chwili.

Nigdy nawet przez moment nie żałowałam tej decyzji. Uwielbiałam wszystko, co wiązało się ze stacjonarnym trybem nauki: setki książek, które w ciągu tych kilku lat trzeba było przeczytać, godziny spędzone w wydziałowej czytelni i ciągłe „poszukiwanie straconego czasu”. Spóźnianie się na łacinę (była w poniedziałki rano!) i nocne zapisy na najlepsze fakultety. Gorącą czekoladę z automatów przy auli, wykłady z historii literatury i tłumy studentów, oblegających każdą możliwą ławkę bądź kolejkę. Gwar miasteczka akademickiego, jego różnorodność i to, że nowe znajomości były zawsze na wyciągnięcie ręki.

Miałam to szczęście, że na moim roku studiowały wspaniałe dziewczyny (a była nas ponad setka!) i z wieloma z nich do dziś utrzymuję kontakt – choć nic nie zastąpi tamtych studenckich lat, gdy spędzałyśmy razem każdą chwilę. Korytarz przy auli, punkt ksero przy przejściu do starej części wydziału albo czytelnia na pierwszym piętrze – jeśli zdarzyło się, że na uczelnię przyszłam sama, to przy tych punktach zawsze można było znaleźć resztę.

Już w połowie tych studiów wiedziałam, że na magisterce się nie skończy i że będę aplikować na studia doktoranckie – i aby za bardzo tego nie odkładać ostatnie dwa lata, studiów magisterskich zrobiłam równolegle. Dzięki temu już w 2010 roku rozpoczęłam studia doktoranckie pod okiem mojej Promotorki i Mistrzyni – Prof. Marii Woźniakiewicz-Dziadosz.

Wspólnie wybrałyśmy temat mojej dysertacji, kierując się ku literaturze najnowszej, strategiom urynkowienia i złożonemu problemowi poszukiwania ponowoczesnej tożsamości. Już sama świadomość, że po tylu latach przerabiania narzuconych tekstów będę mogła skupić się na tym, co mnie naprawdę fascynuje i pociąga, przyprawiała mnie o szybsze bicie serca. Studia magisterskie były jak młodzieńcza przygoda, studia doktoranckie – jak poszukiwanie siebie. Pisałam o Świetlickim, Dehnelu, Pilchu, Tokarczuk, przemycając do rozprawy matematyczne teorie o fraktalach. Uczyłam się naukowej samodzielności i metodycznego tworzenia wzoru. To było trochę jak układanie wielkich puzzli, które najpierw trzeba było kawałek po kawałku odnaleźć.

Ten czas nie byłby jednak tak pełny i nasycony, gdyby nie opieka mojej wspaniałej Promotor, Prof. Marii Woźniakiewicz-Dziadosz. To ona prowadziła mnie przez meandry ponowoczesności, podrzucając inspiracje zapisane odręcznie na fiszkach. Wspierała mnie, inspirowała i kierowała na właściwe tory, dając przy tym przestrzeń do samodzielnego szukania puenty. Dla mnie ta znajomość jest jedną z najważniejszych wygranych na loterii życia.

I ostatnia rzecz, o której chcę wspomnieć – egzaminy. Na studiach magisterskich spędzały mi sen z powiek, bo co tu dużo mówić – połowę bym chętnie ominęła. Za to na studiach doktoranckich nie mogłam się ich doczekać. Bardzo miło wspominam egzaminy z filozofii i medioznawstwa, przewodniczącym mojej komisji egzaminacyjnej był śp. Prof. Marek Kwapiszewski, który swoim urokiem i charyzmą zawsze dodawał mi otuchy. Mój ostatni egzamin, z literatury najnowszej, prowadzili Prof. Arkadiusz Bagłajewski i Prof. Rafał Szczerbakiewicz i do tej pory wspominam go jako jedną z najlepszych rozmów o literaturze w moim życiu. Tuż po nim, w styczniu 2016 roku obroniłam pracę doktorską i otrzymałam tytuł doktora nauk humanistycznych.

Gdybym miała powiedzieć, co właściwie dało mi tak długie studiowanie literatury, to w pierwszej kolejności wymieniłabym – jak pewnie większość humanistów – umiejętności psychospołeczne. Samodzielność, kreatywność, wysoką automotywację, ale też komunikatywność, tolerancję i szacunek dla innych. To jednak tylko jedna strona medalu. Druga to umiejętności praktyczne, bo swój doktorat oparłam na problemie urynkowienia tożsamości, czyli strategii budowania i sprzedaży własnej marki. By lepiej rozumieć, o czym piszę, łączyłam literaturę z biznesem, ucząc się najpierw w agencjach marketingowych, a potem prowadząc dział marketingu i komunikacji w międzynarodowej firmie produkcyjnej. To, co w dysertacji wydawało się teoretycznym wzorem, sprawdzałam na bieżąco w pracy zawodowej. I czułam się w tym doskonale, więc cztery miesiące po obronie doktoratu otworzyłam własną markę modową – White Rvbbit. Uwielbiam to miejsce, bo tworzymy w nim koronkową bieliznę i ubrania dla kobiet, czerpiąc z literatury garściami – w końcu sam koncept „Białego króliczka” nawiązuje do jednej z moich ukochanych książek: „Alicji w Krainie Czarów”.
_________________________

Dr Katarzyna Witkiewicz – doktor nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa, specjalizująca się w literaturze najnowszej. Prelegentka konferencji poświęconych literaturze i nowym mediom, autorka artykułów o strategiach PR-owych współczesnych pisarzy polskich, tożsamości ponowoczesnej, komunikacji i funkcjonowaniu w przestrzeni rynkowej.

Założycielka ekskluzywnej marki bielizny i ubrań dla kobiet – WHITE RVBBIT, która już po kilku miesiącach od premiery została doceniona przez branżowe pisma modowe, między innymi główną nagrodą Plebiscytu Top Avanti w kategorii Młoda Marka Roku.

Fot. Archiwum prywatne.

    Absolwenci filologii polskiej oraz e-edytorstwa i technik redakcyjnych

    Autor
    Joanna Kuropatnicka
    Data dodania
    5 sierpnia 2021