Prosty język jest dla wszystkich

W grudniowym numerze „Wiadomości Uniwersyteckich” ukazała się rozmowa z prof. dr. hab. Pawłem Nowakiem z Katedry Komunikacji Medialnej m.in. o tym, czym jest prosty język i w jakiego typu tekstach powinniśmy go stosować. Wywiad przeprowadziła Magdalena Cichocka z Redakcji „Wiadomości Uniwersyteckich”. Zapraszamy do lektury.

22 listopada UMCS dołączył do grona sygnatariuszy deklaracji prostego języka. Czym w ogóle jest prosty język? Jak możemy go zdefiniować?

Prosty język – najkrócej rzecz ujmując – jest sposobem komunikacji instytucji, organizacji, podmiotów z obywatelkami i obywatelami, czyli z osobami, które muszą załatwiać różnego rodzaju sprawy związane z ich codziennym funkcjonowaniem. Coraz częściej o prostym języku mówi się też w kontekście mediów informacyjnych. Niektórzy zastanawiają się nad tym, czy media nie powinny przekazywać najważniejszych informacji właśnie prostym językiem.

W jakiego typu tekstach powinniśmy stosować prosty język?

Ze względu na moje wieloletnie doświadczenie z prostym językiem oraz świadomość tego, jak bardzo mało kompetentną językowo grupą są w większości mieszkańcy globalnej Północy chciałbym, żeby wszystkie dokumenty były pisane prostym językiem. Bardzo by to pomogło ludziom w ich codziennym życiu. Chodzi zatem o teksty tzw. użytecznościowe, praktyczne, które są niezbędne do tego, aby funkcjonować w społeczeństwie, np. mieć obywatelstwo, opłacać media, załatwiać sprawy w urzędach, rozumieć to, co się komunikuje informacyjnie na temat zmian w życiu prawnym, administracyjnym, urzędowym. Czymś zupełnie innym są teksty artystyczne, estetyczne, które nie są potrzebne praktycznie, tylko rozwijają kulturalnie, podnoszą kompetencje użytkowników języka. Dokumenty, które są niezbędne do funkcjonowania w społeczeństwie, powinny być napisane prostym językiem, a teksty literackie, artystyczne, mogą być i są pisane innym językiem. Dlatego należy umieć je odróżniać.

Wymieńmy teraz najważniejsze cechy prostego języka.

Po pierwsze zwięzłość. To dotyczy wszelkiej komunikacji publicznej z obywatelkami i obywatelami. Zwięzłość oznacza minimum słów, maksimum treści. Krótkie zdania, 7–10 wyrazów, to wydaje się trudne, ale sprawia, że tekst staje się łatwy do zrozumienia zarówno jako całość, jak i konkretne zdanie.

Druga zasada mówi, że te słowa muszą być zgodne z regułami języka polskiego. Zgodnie z regułami, ale potocznymi, a nie hiperpoprawnymi, bo wadą języka nieprostego jest to, że wybiera formy ekskluzywne, które zna bardzo mało osób – one są idealne, ale niekomunikatywne.

Trzecia cecha zatem to komunikatywność, czyli umiejętność przygotowania tekstu w taki sposób, żeby był prosty do oceny i przeczytania. Żeby treści, których szukamy, były łatwe do znalezienia. Jeśli mamy krótki tekst, to nie ma tego problemu. Natomiast jeśli mamy tekst dłuższy, to dobrze jest go posegmentować. Poszczególne części warto nazwać albo wskazać przez inne elementy, gdzie co się znajduje, aby dało się łatwo do nich dotrzeć. Na tym polega komunikatywność.

Bardzo ważne jest także to, jak dany tekst jest skonstruowany. Dobrym rozwiązaniem są w tym wypadku wyliczenia, wypunktowania, elementy graficzne.

Inną istotną cechą prostego języka jest osobowość, czyli trzeba wskazać, kto jest autorem i adresatem pisma. Jeśli jest nim instytucja, to podajemy jej nazwę w pierwszym zdaniu, np. „Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej uchwalił”. A później pojawiają się informacje szczegółowe wprowadzone poprzez pierwszą osobę liczby mnogiej, np. „podjęliśmy decyzję”. To jest łatwe do zrobienia. I niech też będzie widać odbiorcę, że to jest np. pan lub pani.

Wiemy już, że twórca danego dokumentu, komunikatu powinien posługiwać się prostym językiem. A co z jego odbiorcą? Dla kogo prosty język jest przeznaczony?

Paradoksalnie dla coraz większej grupy odbiorców. Kiedy powstawała idea prostego języka, mówiono głównie o osobach, które mają nikłe kompetencje językowe, nie są przygotowane do odbioru skomplikowanych pism urzędowych, administracyjnych czy prawnych. Natomiast obecnie prosty język jest potrzebny każdemu, kto się spieszy, kto ma poczucie, że rozumie teksty urzędowe, administracyjne i prawne, ale chce temu poświęcić jak najmniej czasu. Ludzie w dzisiejszych czasach nie chcą rozumieć, tylko chcą wiedzieć. Nie jest dla nich ważne skomplikowane wytłumaczenie, dlaczego do czegoś doszło, tylko oczekują jasnego wskazania, co mają zrobić w danej sytuacji, ale pod warunkiem, że jest to dla nich korzystne.

Dlaczego powinniśmy używać tego języka?

Bo on nie selekcjonuje ludzi na lepszych i gorszych, wręcz przeciwnie – pozwala traktować ich równorzędnie. Pokazuje, że każdy z nas, niezależnie od tego, jakie ma wykształcenie, miejsce w społeczeństwie, jaki zawód wykonuje, ma prawo do bycia traktowanym podmiotowo. Jego największą zaletę widzę w tym, że ludzie, czytając tekst napisany prostym językiem, jeśli nie mają problemów z samooceną lub zbyt wybujałego ego, czują, że ten tekst jest dla nich. Natomiast są też takie osoby, i to się wielokrotnie w dyskusjach o prostym języku podnosi, które uważają, że prosty język zubaża polszczyznę. Kiedy szkolę różne grupy młodych ludzi, np. na aplikacjach sędziowskich czy prawniczych, słyszę, że to jest taka komunikacja, która jest komunikacją wiejską. Jednak jeżeli człowiek jest pogodzony z samym sobą, ma o sobie wysokie mniemanie, ale takie racjonalne, to raczej w prostym języku nie zobaczy zagrożenia dla swojej pozycji. Prosty język jest językiem włączającym, równościowym, dowartościowującym, ponieważ każdy człowiek zasługuje na szacunek.

Mówi Pan, że taka forma komunikacji ma też przeciwników. Możemy ich w jakiś sposób przekonać do prostego języka?

Myślę, że nie. To bardzo trudne zadanie, dlatego że prosty język ma najwięcej przeciwników wśród ludzi starszych, którzy nauczyli się tego języka nieprostego i posługują się nim od lat. Często okupowali to cierpieniami, wyrzeczeniami, bardzo dużo wysiłku wymagało od nich jego opanowanie. Jednocześnie mają poczucie, że język tradycyjny, dawny sprawia, że są potrzebni. Więc przekonanie ich jest trudne, bo nie widzą żadnej korzyści w tym dla siebie. Należy pamiętać o tym, że dla ludzi, którzy przez 30, 40 lat czytali pisma urzędowe napisane w tradycyjny sposób, pismo napisane prostym językiem wywoła szok. Nie zawsze pozytywny, bo jednak muszą opuścić swoją strefę komfortu. Prosty język ma przywracać ludziom szacunek, dawać poczucie, że są podmiotami. Ale gdy taka osoba dostanie pismo: „musi pan zapłacić podatek”, a nie: „na podstawie artykułu…”, to może się czuć potraktowana właśnie przedmiotowo.

I to jest paradoks, którego nie jesteśmy w stanie rozwiązać. Uważam, że dla tej części osób najstarszych, to nie jest rozwiązanie komunikacyjne, ale jednocześnie one też rozumieją teksty w prostym języku. Mogą być niezadowolone, ale to nie jest powód, żeby prostego języka nie wprowadzać. Przeciwnicy zawsze się znajdą, również wśród osób młodszych. To wynika z czynników środowiskowych, np. z jakiej rodziny pochodzą. Jeśli jest to rodzina inteligencka, z wielopokoleniowymi tradycjami, która uważa, że język polski to wyłącznie język literacki, to taka młoda osoba będzie przeciwnikiem prostego języka, ponieważ widzi w nim zagrożenie dla tego, co ją ukształtowało. To są takie czynniki, na które nie mamy wpływu. Natomiast ja jestem przekonany, że z prostego języka jest znacznie więcej korzyści niż strat.

Wróćmy jeszcze na chwilę do podpisanej deklaracji. Co to oznacza dla nas jako Uczelni?

To krok we właściwym kierunku. Wielokrotnie namawiałem do tego prof. Zbigniewa Pastuszaka, a nawet całe władze rektorskie. Na naszym Uniwersytecie już od jakiegoś czasu są organizowane szkolenia z prostego języka. Świadczy to o tym, że istnieje potrzeba poszerzenia wiedzy pracowników z tego zakresu.

UMCS przyjął na siebie obowiązek realizacji zasad i reguł prostego języka, co z różnych powodów w naszej Uczelni jest niezbędne. Po pierwsze wspólnotę akademicką tworzą osoby w różnym wieku. Dla osób młodszych ważne jest, aby komunikacja uniwersytecka stała się bardziej przystępna, a ci starsi z kolei są na tyle kompetentni i zaznajomieni z językiem nieprostym, że sobie z tym drugim poradzą, jeśli przełamią swoje schematy i szablony językowe. Po drugie jest u nas bardzo dużo studentek i studentów, dla których UMCS nie był pierwszym wyborem. Te osoby (mające np. analfabetyzm funkcjonalny, trudności ze zrozumieniem tekstu drukowanego) łatwiej odnajdą się na Uczelni i w codziennych sytuacjach dzięki tekstom napisanym prostym językiem. Po trzecie studiuje u nas bardzo dużo cudzoziemców, zwłaszcza z Białorusi i Ukrainy, którzy przeszli kurs języka polskiego, ale poziom jego znajomości jest podstawowy. Prosty język zagwarantuje, że będą mieć większą szansę na zrozumienie tekstów bez używania translatorów.

I tak na koniec – dzięki temu aktowi staliśmy się uczelnią nowoczesną, europejską, biorącą pod uwagę zmiany cywilizacyjne. Nie ma powodów, żebyśmy nie byli prości językowo w komunikacji uniwersyteckiej, bo to nie jest zamach na powagę uczelni. Chcemy przecież, aby UMCS był uczelnią na miarę XXI, a nie XIX w.

W swoich wypowiedziach wielokrotnie Pan podkreślał, że prosty język stoi w sprzeczności z językiem inkluzywnym. Czy da się to jakoś pogodzić?

Próbujemy, ale z różnym skutkiem. W wielu instytucjach, fundacjach i organizacjach zajmuję się na co dzień łączeniem inkluzywności rekrutacyjnej albo inkluzywności przepisów, regulaminów, raportów z prostotą. Jednak tutaj mamy do czynienia z jedną główną przeszkodą – nazewnictwem w języku inkluzywnym. Ono nie jest proste. Chodzi o to, że gdy włączamy prosty język do wskazywania grup, odwołujemy się do tradycji, co jest nie do przyjęcia z punktu widzenia inkluzywności. Natomiast na  pewno zasady prostego języka da się wprowadzić w informacji. Tutaj łączenie inkluzywności z prostym językiem polega na tym, że zostawiamy nazewnictwo inkluzywne, które może być nieco skomplikowane, ale już opis stanowiska albo zasad funkcjonowania firmy piszemy prostym językiem. Instytucje komercyjne dostrzegają korzyści z tego płynące. Jeśli np. zamieszczamy ogłoszenie o pracę, w którym jest wiele wymagań względem pracownika, to doświadczenia zachodnie pokazują, że kobiety rzadko wówczas aplikują. Mają poczucie, że nie spełniają wszystkich kryteriów. Z kolei mężczyźni chętnie biorą udział w rekrutacji, ponieważ są przekonani, że spełniają wszystkie wymagania, i to z nawiązką. Prosty język, który w tego typu ogłoszeniach ogranicza liczbę wymagań do pięciu, powoduje, że ten komunikat staje się bardziej inkluzywny.

Nie jest tajemnicą, że Rada Języka Polskiego, której jest Pan członkiem, pracuje nad nową normą językową. Czy proponowane zmiany będą współgrać z zasadami prostego języka?

W pewnym sensie tak, ponieważ nowe zasady mają sprawić, że współczesna polszczyzna stanie się prostsza. Jedną z nich będzie np. ujednolicenie zapisu nazw mieszkańców państw i miast. To jest dyskusyjne – duże miasto może być większe od małego państwa, ale nazwy ich mieszkańców piszemy różnie. Jeśli będzie jedna reguła, a nie dwie, to bardzo uprości komunikację.

Należy pamiętać o tym, że norma językowa obejmuje też język literacki. Ja bym się skłaniał jednak do myślenia o normie w kategoriach użyteczności – jeśli tekst ma być użytkowy, to wprowadzamy prosty język, który jest poprawny, ekonomiczny i zawsze zrozumiały. Natomiast kiedy myślimy o języku retorycznym, mającym aspekt estetyczny, wtedy włączamy normę historyczną, opartą na różnego rodzaju przesłankach, które dla większości ludzi nie są do końca czytelne. Oczywiście jest zespół norm, które zawsze obowiązują, niezależnie od rodzaju tekstu. Ale w komunikatach publicznych najważniejsze jest to, aby były skuteczne, a jednocześnie poprawne i zrozumiałe. W tekstach artystycznych możemy sobie pozwolić na więcej, na bardziej wyrafinowane formy, dlatego że tego typu teksty mają zachwycać i skłaniać do refleksji. Proste komunikaty „skanujemy”, a teksty literackie dokładnie czytamy.

Kiedy możemy się spodziewać wprowadzenia w życie tych zmian?

Po koniec września w Olsztynie odbyła się uroczystość ku czci prof. Zygmunta Saloniego, wtedy oficjalnie ogłoszono, że nowa norma językowa zatwierdzona przez Radę Języka Polskiego zostanie wprowadzona w 2026 r. Wszystkie zmiany będą stopniowo ujawniane.

Podsumowując, warto zaznaczyć, że język nieprosty nie jest naganny, tak samo nie jest naganne używanie zasad związanych z przeszłością. To, że zostaną dokonane pewne zmiany, nie oznacza, że w 2026 r. będziemy musieli uczyć się języka polskiego zgodnie z nową normą. Dla osób związanych z artystyczną odmianą języka wszelkie zmiany są przerażające. Dodatkowo bardzo dużo słów „wypada” z języka, co prowadzi u nich do poczucia utraty. Mam jednak nadzieję, że uda się pogodzić w języku w dwie rzeczy – że będzie piękny i wzruszający, a jednocześnie funkcjonalny.

Rozmawiała Magdalena Cichocka
Fot. Bartosz Proll

    Aktualności

    Data dodania
    12 stycznia 2024