Ta strona używa cookies
Ze względu na ustawienia Twojej przeglądarki oraz celem usprawnienia funkcjonowania witryny umcs.pl zostały zainstalowane pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Możesz to zmienić w ustawieniach swojej przeglądarki.
Jak będą wyglądały najbliższe dni po śmierci królowej Elżbiety II? Jakie znaczenie ma brytyjska monarchia na proces sprawowania władzy? Zapraszamy do zapoznania się z komentarzem dr Jakuba Olchowskiego z Katedry Bezpieczeństwa Narodowego UMCS na temat monarchii brytyjskiej, jednej z najważniejszych i najbardziej symbolicznych instytucji na świecie, jej rytuałach i operacji London Bridge.
London Bridge
Królowa Elżbieta II nie rządziła Zjednoczonym Królestwem Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, król Karol III także nie będzie. W Królestwie władzę sprawuje rząd i parlament, co czyni Wielką Brytanię specyficznym organizmem państwowym – to monarchia parlamentarna (a nie, jak się ją czasem określa, monarchia konstytucyjna – zwłaszcza, że Wielka Brytania w ogóle nie ma konstytucji, czyli tzw. ustawy zasadniczej – zamiast niej funkcjonuje wiele źródeł prawa).
Specyfika brytyjskiego ustroju politycznego kształtowała się przez wieki, w tym czasie stopniowo zwiększały się, kosztem monarchy, uprawnienia parlamentu. Od z górą stulecia to parlament (a ściślej jego izba niższa, Izba Gmin – House of Commons) odgrywa w systemie ustrojowym rolę dominującą. Przez większość tego czasu, bo aż przez 70 lat, najdłużej w dziejach Wielkiej Brytanii, władała Elżbieta II. Tak o niej mówiono – królowa nie rządzi, a włada. Co w istocie oznacza obecnie funkcje głównie reprezentacyjne i symboliczne. Ale symboliczne nierzadko w sposób znaczący czy wręcz nawiązujący do tradycji imperialnych. Brytyjska marynarka wojenna to wciąż Royal Navy, a nazwy jej okrętów poprzedza skrótowiec HMS – Her Majesty’s Ship (Okręt Jej Wysokości), podczas gdy na przykład w Polsce jest to ORP – Okręt Rzeczypospolitej Polskiej. To Elżbieta II pozostawała formalnie głową Wspólnoty Narodów, organizacji skupiającej aż 56 państw, które w większości były w przeszłości częściami imperium brytyjskiego bądź pozostawały pod zwierzchnictwem brytyjskim.
Realnie monarchia brytyjska ma jednak bardzo ograniczony wpływ na proces sprawowania władzy. Koszty jej utrzymania ponosi natomiast skarb państwa – oba te czynniki sprawiają, że mimo wciąż ogromnej popularności monarchii wśród Brytyjczyków także i oni coraz częściej uznają rodzinę królewską za zbędny blichtr i relikt feudalizmu – uważa tak już nawet co piąty mieszkaniec wysp.
Monarchia jednak przetrwa. Bo jest jednym z najważniejszych symboli Wielkiej Brytanii, która swój wizerunek i pozycję międzynarodową w dużej mierze buduje na eksponowaniu przywiązania do tradycji i ciągłości. A do tego niezbędne są rozpoznawalne symbole, takie jak choćby Union Jack – znana wszystkim flaga Zjednoczonego Królestwa, będąca w istocie połączeniem trzech krzyży: św. Jerzego (patrona Anglii), św. Andrzeja (patrona Szkocji) i św. Patryka (patrona Irlandii). I takie jak monarchia ze swoim ceremoniałem i gwardzistami w niedźwiedzich czapach (choć od dawna już nie są robione z niedźwiedzi).
Elżbieta II była też ważnym symbolem, jednoczącym naród, mimo wewnętrznych różnic i gorących sporów politycznych, których temperatura zdecydowanie przeczy obiegowym opiniom o flegmie i stoicyzmie Brytyjczyków. Co zawsze ich mimo wszystko jednoczyło, to właśnie lojalność wobec Korony. A sama Elżbieta była ponadto kwintesencją brytyjskości, ze swoim opanowaniem, godnością i poczuciem humoru. Całe zresztą życie, co jest i będzie pamiętane, poświęciła krajowi, często kosztem rodziny. A i rodzina królewska przeszła wiele w ostatnich kilkudziesięciu latach, wystawiona na żer tabloidów i paparazzich. Generowało to wiele problemów i kryzysów, z którymi mierzyć się musiała przede wszystkim królowa.
Jej odejście to bez wątpienia także koniec pewnej epoki – nie tylko w historii Wielkiej Brytanii, ale i świata. Dość zauważyć, że w czasie panowania Elżbiety II Wielka Brytania miała 15 premierów (Liz Truss jest szesnasta), a Stany Zjednoczone 13 prezydentów – królowa zaś trwała. Była też jedną z kluczowych, i ostatnich, postaci przypominających Brytyjczykom o II wojnie światowej.
Wreszcie, jej odejście uświadamia nam, dlaczego niezbyt duże wyspiarskie państwo odegrało i odgrywa tak istotną rolę w świecie. Bo jest silne siłą swoich instytucji, ich trwałości, tradycji, rytuałów i procedur. Szczegółowy plan („Operacja London Bridge”), związany ze śmiercią królowej i przebiegiem uroczystości żałobnych, opracowano już w latach 60. i regularnie aktualizowano oraz przeprowadzano próby. Zgodnie z planem pierwszy o śmierci królowej dowiaduje się jej sekretarz. Następnie premier (otrzyma wiadomość ‘London Bridge is down’), szefowie państw Wspólnoty, korpus dyplomatyczny, rządy. Potem media, jednocześnie, w tym samym czasie odźwierny pałacu Buckingham w żałobnych szatach wywiesi nekrolog na bramie (i znajdzie się on na stronie www pałacu). BBC aktywuje RATS (radio alert transmission system), zostaną aktywowane „obit lights” i stosowne reakcje (playlisty, news breaks), uruchomione ustalone procedury – lista tematów programów telewizyjnych i radiowych i zakontraktowanych ekspertów jest gotowa od dawna. Wszyscy w mediach ubrani będą na czarno. Wszystkie kanały BBC przerwą transmisje, wszystkie stacje radiowe BBC wyemitują ‘This is the BBC from London’. Na ekranach pojawi się królewska chorągiew, wybrzmi God save the Queen. Wieczorem tego dnia następca tronu wygłosi pierwszą mowę do narodu.
Zbiorą się izby parlamentu, ludzie wyjdą z pracy do domu, kapitanowie samolotów ogłoszą pasażerom, wszystkie (nie tylko państwowe) flagi w kraju zostaną opuszczone do pół masztu, dzwony zabiją (w londyńskiej Katedrze Św. Pawła – przez dwie godziny).
W zależności od tego, gdzie królowa umrze, rozpisany jest dokładny plan transportu. Ciało trafi w każdym wypadku do sali tronowej Buckingham, wartę będzie trzymać czterech gwardzistów, w „pochylonych” czapach i z lufami do dołu. Następnych 9 dni jest dokładnie rozpisanych (D-Day, D+1 aż do D+9) – w ciągu doby proklamowany zostanie następca tronu (dokładnie o 11 w D+1), koronację będzie prowadził Garter Principal King of Arms (Wielki Herold Anglii), bo zawsze się tak dzieje od 1415 roku; ceremonia będzie w wielu miejscach, ze stosownym ceremoniałem i oprawą, Marshalls and Sheriffs ogłoszą objęcie tronu w całym kraju, który przez następne 4 dni król będzie objeżdżał (Belfast, Edinburgh, Cardiff);
- mistrzem ceremonii będzie Duke of Norfolk (bo tak jest od 1672 roku), przez cztery dni po D+4 trumna będzie wystawiona w Westminster Hall, pogrzeb w D+9, trumnę poniesie 10 ludzi – ważyć będzie 250 kg, dzień będzie wolny od pracy, o 9 uderzy Big Ben, o 11 trumna zostanie wniesiona do Abbey – kraj stanie w bezruchu i ciszy – kadeci Royal Navy pociągną potem lawetę artyleryjską z trumną, od Hyde Park Corner karawan powiezie ją do Windsor Castle.
Instrukcja dotycząca tej „operacji” liczy kilkaset stron, a aktualizowana regularnie lista gości liczy ok. 10 000 nazwisk. Protokół dokładnie określa, co ma być zrobione na każdym szczeblu i w każdej miejscowości (np. księgi kondolencyjne mają być z pojedynczych kartek, żeby można było usunąć niewłaściwe wpisy).
A potem jak zawsze: umarła królowa, niech żyje król. Wbrew plotkarskim mediom Karol III jak najbardziej nadaje się na króla. Całe życie przygotowywał się do tej roli. I długo na nią czekał – obejmuje tron w wieku 73 lat, to także bez precedensu w historii Wielkiej Brytanii.
Dr Jakub Olchowski – doktor z Katedry Bezpieczeństwa Międzynarodowego UMCS. Zajmuje się m.in. procesami transnarodowymi, bezpieczeństwem międzynarodowym, dezinformacją i manipulacją jako instrumentem polityki, stosunkami międzynarodowymi w Europie Środkowej i Wschodniej. Autor m.in. publikacji Relacje Ukrainy z NATO - trudne partnerstwo oraz wielu artykułów naukowych.
Źródło: Centrum Prasowe UMCS
Fot. royal.uk