Ta strona używa cookies
Ze względu na ustawienia Twojej przeglądarki oraz celem usprawnienia funkcjonowania witryny umcs.pl zostały zainstalowane pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie. Możesz to zmienić w ustawieniach swojej przeglądarki.
8600 newsów, 490 godzin materiału i ponad 1000 godzin pracy badawczej. Jak polskie media informacyjne pokazywały kandydatów w kampanii prezydenckiej? Rozmawiamy z autorami i autorkami raportu „Analiza ekspozycji kandydatów w telewizyjnych programach informacyjnych przed wyborami prezydenckimi w Polsce w 2025 roku” studentami oraz studentkami kierunków medialnych na Wydziale Politologii i Dziennikarstwa, a także członkami Koła Naukowego Public Relations UMCS, który jako pierwszy w Polsce przeprowadził tak szeroko zakrojone badanie.
Koordynatorem merytorycznym raportu był opiekun koła, medioznawca, zastępca dyrektora Instytutu Nauk o Komunikacji Społecznej i Mediach UMCS dr Wojciech Maguś. Wywiad przeprowadził Patryk Grzegorczyk z Biura Promocji i Popularyzacji Nauki UMCS, działającego w ramach Centrum Promocji UMCS.
Patryk Grzegorczyk: Wasz projekt – wspierany przez Koło Naukowe Public Relations UMCS stał się ogólnopolskim wydarzeniem medialnym. Jakie było znaczenie tej pracy dla Waszego rozwoju jako młodych medioznawców i obywateli?
Miłosz Oleksa (Dziennikarstwo i komunikacja społeczna, II rok, I stopień): Na pewno popracowaliśmy nad systematycznością w swoich działaniach zarówno w wymiarze studiów, jak i w kontekście naszej przyszłości, bowiem dużo dowiedzieliśmy się o otaczającym nas świecie i funkcjonowaniu polityki w przestrzeni medialnej.
Julia Maciejewska (Dziennikarstwo i komunikacja społeczna, II rok, I stopień): Udowodniliśmy to, co, zdawać by się mogło, że wiele osób wiedziało. Na pozór mamy świadomość, jaki przekaz jest nadawany w konkretnych serwisach informacyjnych, ale pokazanie tego zjawiska na twardych danych i codzienna analiza newsów przez 6 miesięcy utwierdziła nas w przekonaniu, że nie może być inaczej.
PG: Czy przy analizie materiałów dostrzegliście różnicę między tym, jak media "pokazują" politykę, a tym, jak ją "tworzą"? Jak ten projekt zmienił Wasze postrzeganie dziennikarstwa informacyjnego?
Jagoda Najmoła (Dziennikarstwo i komunikacja społeczna, II rok, I stopień): Tak, różnica narracji w tych czterech telewizjach jest bardzo wyraźna i w niemal każdej z nich zarysowuje się pewna stronniczość. Za przykład może posłużyć TVP, gdzie w serwisie „19:30” widoczne były skłonności prezentowania pewnych kandydatów w lepszym świetle, a tych z drugiej osi sporu politycznego w bardziej negatywnej perspektywie. Podobnie było w przypadku TVN-u czy Telewizji Republika. W „Wydarzeniach” Polsatu sposób informowania o kandydatach na urząd prezydenta RP najbardziej spełniał przesłanki rzetelnego i obiektywnego dziennikarstwa.
Amelia Antoniuk (Public relations i zarządzanie informacją, II rok, I stopień): Z perspektywy osoby zajmującej się na studiach kreowaniem wizerunku poszczególnych kandydatów zauważyłam, że sposób prezentowania rzeczywistości przez telewizję zależy od poziomu polaryzacji społecznej i przede wszystkim światopoglądowych linii redakcyjnych. Warto podkreślić, że podczas kodowania tysięcy materiałów informacyjnych, musieliśmy zachować obiektywizm w swojej pracy przy każdym detalu, żeby nasz raport był jak najbardziej miarodajny.
PG: Panie Doktorze, jako koordynator merytoryczny projektu, jak ocenia Pan znaczenie tej inicjatywy z punktu widzenia misji uniwersytetu i roli Instytutu Nauk o Komunikacji Społecznej i Mediach UMCS w debacie publicznej?
dr Wojciech Maguś: Projekt, który zrealizowaliśmy, doskonale wpisuje się w misję uniwersytetu jako przestrzeni poszukiwania prawdy i krytycznej refleksji nad rzeczywistością społeczną. Z perspektywy Instytutu Nauk o Komunikacji Społecznej i Mediach UMCS to również konkretna realizacja naszej roli w kształtowaniu debaty publicznej — nie tylko przez badania, ale i przez zaangażowanie dydaktyczne oraz obywatelskie naszych studentów. Media mają dziś niepodważalne znaczenie dla funkcjonowania sfery publicznej. Kształtują nasze postrzeganie świata — nie tylko informują, ale także interpretują. Dla wielu z nas to główne źródło wiedzy o rzeczywistości, której nie możemy bezpośrednio doświadczyć — czy to wydarzenia z Warszawy, Poznania, czy globalne procesy. Z tego powodu tak ważne jest pytanie: na ile przekaz medialny jest zgodny z rzeczywistością, a na ile ją zniekształca?
Z perspektywy akademickiej istnieje ideał dziennikarstwa: bezstronnego, rzetelnego, opartego na faktach. Taki obraz znajdujemy w podręcznikach, w kodeksach etycznych. Jednak codzienna praktyka medialna, jak pokazują badania, bywa odległa od tego wzorca. Media funkcjonują w warunkach presji politycznych, ekonomicznych, czasowych – i te uwarunkowania wpływają na sposób relacjonowania rzeczywistości. Projekt był odpowiedzią na tę rozbieżność. Przeanalizowaliśmy 780 wydań serwisów informacyjnych z ogólnopolskich stacji, co dało w sumie 490 godzin materiału audiowizualnego. To ponad 8600 newsów, zakodowanych i zinterpretowanych przez 13-osobowy zespół badawczy złożony ze studentów. Całość prac to więcej niż 1000 godzin zaangażowania — w pełni wolontariackiego. To bardzo istotny aspekt: młodzi ludzie poświęcili swój czas, energię i uwagę nie dla zaliczenia, nie dla punktów ECTS, ale dlatego, że uznali ten temat za ważny. Naszym celem nie była ocena czy potępienie konkretnych redakcji. Chcieliśmy zobaczyć, jak wygląda medialny obraz kampanii wyborczej w Polsce – jak różne stacje konstruują swoje przekazy i na ile faworyzują jedną stronę sceny politycznej. Wyniki potwierdziły pierwotną intuicję: istnieją wyraźne różnice w narracjach, a ideał obiektywności jest często wypierany przez redakcyjną linię. Ten projekt to nie tylko znaczące osiągnięcie badawcze, które wyróżnia nasz Instytut na tle krajowym. To także wyraz odpowiedzialności społecznej uniwersytetu. Wierzę, że medioznawcy — także ci dopiero kształcący się — mają poczucie obowiązku patrzenia mediom na ręce, podobnie jak media powinny patrzeć na ręce politykom. To naturalna konsekwencja odpowiedzialności za jakość przestrzeni publicznej. Jestem dumny, że nasi studenci udowodnili, że chcą czegoś więcej niż tylko zdobycia dyplomu. Wzięli udział w przedsięwzięciu, które realnie buduje ich kompetencje, świadomość obywatelską i zrozumienie świata. Tego typu działania — łączące dydaktykę, badania i zaangażowaną postawę — pokazują, czym naprawdę powinien być uniwersytet. I dowodzą, że nasze środowisko akademickie ma potencjał, który warto pielęgnować i rozwijać.
PG: Czy po tak intensywnej, benedyktyńskiej pracy, staliście się fascynatami polityki, a może jest ona czymś w rodzaju monstrum, które spędza Wam sen z powiek? Jak to postrzegacie?
Amelia: Na początku większość z nas miała spory dystans do polityki. Niektórzy wręcz deklarowali, że chcą jej unikać szerokim łukiem. Idąc na studia, obiecałam sobie, że żadnej polityki nie chcę. A skończyłam tak, jak skończyłam — zupełnie przypadkiem, ale z pełnym zaangażowaniem. Dziś żartuje, że to „wybryk losu”, za który mogę… podziękować, bo zafascynowałam się polityką bardziej, niż kiedykolwiek przypuszczałam. I choć kodowanie się zakończyło, odczuwam wręcz pewną pustkę – tak bardzo projekt stał się częścią mojej codzienności. Teraz oglądam programy informacyjne regularnie, z zupełnie innym poziomem świadomości.
Jagoda: Polityka była obecna w moim życiu, choć raczej z pozycji obserwatora – obrady sejmowe w tle, nagłówki w mediach społecznościowych. Decyzja o wejściu w projekt była świadoma: z jednej strony – chęć rozwoju umiejętności analitycznych, z drugiej – potrzeba przyjrzenia się temu, jak naprawdę wygląda medialny obraz polityki. W trakcie pracy szybko pojawiło się głębsze zrozumienie: że przekazy medialne różnią się między sobą znacząco, że nie istnieje jedna, uniwersalna „prawda informacyjna”. To otworzyło zupełnie nowe spojrzenie — nie tylko na media, ale też na mechanizmy demokracji i życia społecznego. Projekt nie tylko pogłębił naszą wiedzę, ale również wzmocnił poczucie obywatelskiego zaangażowania.
Julia: Nie lubiłam polityki, po tym projekcie… nie lubię jej jeszcze bardziej. Natłok informacji, skala emocji, polaryzacja – wszystko to potrafi przytłoczyć. A jednak to właśnie ten dystans, ta krytyczna perspektywa, którą udało się zbudować, jest jedną z najcenniejszych wartości, jakie wynieśliśmy z projektu. Bo nawet jeśli ktoś odwraca wzrok od bieżącej polityki, to robi to świadomie, z głębokim zrozumieniem jej mechanizmów.
Miłosz: Po drodze zdobyliśmy nie tylko kompetencje badawcze. Nauczyliśmy się systematyczności, pracy zespołowej, cierpliwości i odpowiedzialności. Zbudowaliśmy zespół, który – mamy nadzieję – jeszcze nieraz będzie miał okazję razem działać. I chociaż nasze osobiste relacje z polityką pozostały różne – od entuzjazmu, przez obojętność, po zmęczenie – to jedno jest pewne: już nigdy nie spojrzymy na przekaz medialny tak, jak wcześniej.
PG: Wybory prezydenckie zakończyły się jednym z najbardziej wyrównanych wyników w historii wyborów prezydenckich po 1989 roku. Jak z perspektywy danych zawartych w raporcie tłumaczycie sukces Karola Nawrockiego przy tak intensywnej obecności medialnej Rafała Trzaskowskiego w większości stacji?
dr Wojciech Maguś: Z perspektywy wyników naszej analizy bardzo wyraźnie widać, jak silnie sposób prezentowania kandydatów w programach informacyjnych wpływał – w pewnym segmencie elektoratu – na postrzeganie całej kampanii wyborczej. Oczywiście, nie można przeceniać roli mediów – większość obywateli kształtuje swoje opinie w oparciu o szerszy kontekst społeczny, własne doświadczenia, tożsamość polityczną czy informacje pozyskane w kanałach bezpośrednich. Niemniej jednak, dla znacznej grupy wyborców telewizyjne serwisy informacyjne pozostają głównym źródłem wiedzy o kandydatach. I właśnie do nich – do tego konkretnego odbiorcy – adresowane były przekazy, które analizowaliśmy. Na podstawie zebranych danych mogę z dużą dozą pewności stwierdzić, że sukces Karola Nawrockiego nie byłby możliwy – przynajmniej nie w tej skali – bez jednoznacznego wsparcia, jakie otrzymał ze strony Telewizji Republika. W zdecydowanej większości materiałów, w których się pojawiał, jego wizerunek był kształtowany konsekwentnie pozytywnie. Nawet treści o potencjalnie negatywnym ładunku były tam przedstawiane w sposób uspokajający lub relatywizujący, wskazując, że zarzuty wobec kandydata są bezpodstawne, przesadzone lub stanowią element szerszego spisku.
Jednocześnie jego główny kontrkandydat – Rafał Trzaskowski – był niemal bez wyjątku ukazywany w negatywnym świetle. Można mówić o systematycznym dyskredytowaniu jego wizerunku: poprzez podważanie kompetencji, przypisywanie winy za rozmaite problemy społeczne, czy też stawianie go w opozycji do pozytywnego, wręcz nieskazitelnego obrazu Nawrockiego. Istotne jest także to, że przekaz ten był niezwykle konsekwentny i długofalowy. W ciągu blisko 200 dni kampanii, setki tysięcy – a być może nawet ponad milion – widzów miało codzienny kontakt z tą silnie spolaryzowaną narracją. Mówiąc obrazowo: z jednej strony pokazywano wybawcę, z drugiej – winnego całego zła. Tego rodzaju dychotomiczne ujęcie konfliktu politycznego miało ogromną siłę oddziaływania.
Oczywiście inne stacje – takie jak „19.30” czy „Fakty” – również prezentowały narracje sprzyjające określonemu kandydatowi, jednak poziom tej stronniczości był zdecydowanie bardziej zniuansowany. Pojawiały się materiały ambiwalentne, krytyczne wobec własnych „faworytów”, a różnice w sposobie prezentacji kandydatów były wyraźnie mniej dramatyczne. W odróżnieniu od Republiki, gdzie techniki budowania wizerunku były wykorzystywane z pełną intensywnością i bez prób maskowania zaangażowania. W mojej ocenie, jednoznaczne i długotrwałe opowiedzenie się Telewizji Republika po stronie Karola Nawrockiego było jednym z kluczowych czynników jego sukcesu. Biorąc pod uwagę, jak niewielka była ostateczna różnica między zwycięstwem a porażką, można postawić mocną tezę: bez tego zaplecza medialnego Nawrocki miałby znacznie trudniejszą drogę do prezydentury.
Amelia: Z mojej strony dodałabym, że w kampanii Republiki bardzo mocno zadziałała polaryzacja i stworzenie wyrazistego „wroga”. Ten zabieg narracyjny, powtarzany codziennie, tworzył bardzo silny kontrast emocjonalny. I właśnie to – moim zdaniem – miało największe znaczenie: jednoznaczność przekazu i jego emocjonalna siła. W innych stacjach tego typu polaryzacja nie była aż tak wyraźna.
PG: Czy dostrzegliście istotne powiązania pomiędzy natężeniem negatywnego przekazu a zachowaniami wyborczymi społeczeństwa? Czy zauważalna polaryzacja mogła podbić frekwencję, która sięgnęła ponad 71%?
Julia: Moim zdaniem jednym z kluczowych czynników, który przyczynił się do tak wysokiej frekwencji – jednej z najwyższych w wyborach prezydenckich od 1989 roku – była właśnie silna polaryzacja i skrajność przekazów medialnych. W kampanii bardzo wyraźnie rysowano podział: z jednej strony Karol Nawrocki – pokazywany przez Telewizję Republikę jako bohater i niemal bez skazy, z drugiej – Rafał Trzaskowski, przedstawiany jako wróg narodu. W innych stacjach z kolei narracja była odwrotna: Trzaskowski jawił się jako nowoczesny, przyszłościowy lider, a Nawrocki – jako postać nacechowana kontrowersją, często opisywana przez pryzmat negatywnego wizerunku. Taka narracja, pełna emocji i skrajnych ocen, działała bardzo mobilizująco – zarówno na elektorat jednego, jak i drugiego kandydata.
Miłosz: Z historycznego punktu widzenia można powiedzieć, że polskie społeczeństwo często potrzebuje wyrazistego „wroga”. Kiedy ktoś jawnie reprezentuje poglądy odmienne od naszych, jesteśmy skłonni zmobilizować się nawet w obronie mniej przekonującej alternatywy – byle tylko zablokować „tego drugiego”. Widać było, że wielu wyborców głosowało nie tyle „za kimś”, co „przeciw komuś”. Tego rodzaju emocjonalna mobilizacja była bardzo silna w tych wyborach.
Amelia: Szczególnie w drugiej turze kampanii widoczne było intensywne mobilizowanie elektoratu poprzez krótkie, hasłowe przekazy. W TVN-ie pojawiały się apele typu „Halo Gdańsk, co jest z wami?”, „Halo Poznań!” – skierowane do mieszkańców dużych miast. Z kolei w Telewizji Republika analogiczne komunikaty były adresowane do elektoratu wiejskiego i z mniejszych miejscowości, co miało wywołać poczucie wspólnoty i obowiązku uczestnictwa w wyborach.
Jagoda: Szczególnie zapadło mi w pamięć jedno z haseł wyemitowanych w Republice – apel do wyborców Grzegorza Brauna i Sławomira Mentzena. W przekazie nie chodziło tylko o mobilizację mieszkańców wsi, ale o zachęcenie do głosowania na Nawrockiego tych, którzy wcześniej sympatyzowali z bardziej radykalnymi środowiskami. To pokazuje, że każda ze stron starała się dotrzeć do konkretnego segmentu elektoratu, uwzględniając jego poglądy i dotychczasowe sympatie polityczne.
dr Wojciech Maguś: Przekaz medialny – niezależnie od tego, z której strony pochodził – zdecydowanie miał charakter mobilizujący. W przypadku Karola Nawrockiego krytyka, która pojawiała się w TVN-ie, programie „19.30” czy na portalach takich jak Onet, mogła być odbierana przez jego zwolenników jako przejaw niesprawiedliwej, agresywnej kampanii wymierzonej w kandydata „spoza układu”. Dla tej grupy wyborców była to nie tylko krytyka, ale wręcz dowód na to, że Nawrocki stanowi realne zagrożenie dla dominujących elit – i dlatego trzeba go wesprzeć. Z drugiej strony, ta sama narracja działała mobilizująco na elektorat Rafała Trzaskowskiego, który – widząc medialny obraz Nawrockiego – mógł traktować Trzaskowskiego jako mniejsze zło i w ostatniej chwili podjąć decyzję o udziale w głosowaniu. Warto jednak dostrzec także odwrotny efekt – skrajnie spolaryzowany przekaz bywał demobilizujący. Część wyborców, widząc intensywną walkę medialną i brak przestrzeni na spokojną debatę, mogła poczuć się zniechęcona. Tacy obywatele często wycofują się z procesu wyborczego, mówiąc obrazowo: „zabierzcie swoje zabawki, bawcie się sami”. Dla nich to nie była już polityka – to była wojna. Ostatecznie jednak dane dotyczące frekwencji wskazują, że efekt mobilizacji przeważył nad zniechęceniem. Apele medialne – kierowane do różnych grup społecznych i dostosowane do ich tożsamości politycznej – miały realny wpływ na decyzje wyborcze. TVN aktywizował wyborców wielkomiejskich, Republika – mieszkańców mniejszych miejscowości. Każdy kanał adresował swój przekaz bardzo świadomie. I to właśnie – ta segmentacja i intensywność – przesądziły o rekordowym zaangażowaniu obywateli w tegoroczne wybory.
PG: Na ile w Waszym odczuciu analiza taka jak ta, bazująca na manualnym kodowaniu, jest przyszłościowa w dobie automatyzacji i AI? Co daje przewagę ludzkiemu spojrzeniu nad algorytmem?
Julia: Uważam, że w takiej analizie, jak ta, opartej na manualnym kodowaniu, kluczowa jest wrażliwość na niuanse – coś, czego sztuczna inteligencja jeszcze długo nie będzie w stanie w pełni uchwycić. Szczególnie przy ocenach nacechowania materiałów – czy są pozytywne, negatywne, neutralne, czy ambiwalentne – bardzo często pojawiały się wątpliwości. Nawet my, jako zespół, konsultowaliśmy się między sobą: „czy to już negatywne, czy jeszcze neutralne?”, „czy kadrowanie nie sugeruje przypadkiem oceny?”. AI prawdopodobnie nie zwróciłaby uwagi na intonację lektora, grymas na twarzy polityka czy to jedno, charakterystyczne słowo, które może całkowicie zmienić wymowę przekazu. Dla przykładu – materiały w Telewizji Republika były nacechowane bardzo jednoznacznie i często agresywnie, ale w przypadku programów takich jak „19.30” subtelności były znacznie bardziej złożone. Czasem to właśnie kadrowanie, dobór ujęcia czy pojedyncze zdanie decydowały o tym, jak odbierany był dany polityk. I to właśnie człowiek potrafi to wychwycić – nie algorytm.
dr Wojciech Maguś: W naszym badaniu pilotażowym zadbaliśmy o porównanie spójności ocen – zgodność między koderami wyniosła około 90%, co jak na tego typu analizę jest bardzo dobrym wynikiem. Szczególnie w oczywistych przypadkach – na przykład materiałach z Republiki dotyczących Karola Nawrockiego – nie było problemu z ustaleniem, że przekaz był korzystny dla jednego kandydata, a jednocześnie niekorzystny dla drugiego. Właśnie to „wychwycenie oczywistości” to coś, co algorytmy potrafią coraz lepiej. Prawdziwa wartość ludzkiej analizy pojawia się tam, gdzie w grę wchodzą subtelności: ton wypowiedzi, sugestywne obrazy, kolejność ujęć czy kadrowanie. Tego typu elementy trudno zakodować automatycznie, a jednocześnie mają one ogromne znaczenie dla odbioru materiału przez widza. Trzeba jednak być świadomym ograniczeń analizy manualnej – zwłaszcza subiektywności. Mimo że w naszym zespole przeszliśmy szkolenie i wspólnie ustaliliśmy, co może świadczyć o stronniczości, to każdy z nas ma inne poglądy, inne doświadczenia medialne i różne poziomy wrażliwości na przekaz. To naturalne i nieuniknione. Dlatego przyszłość takich badań widzę raczej w modelu triangulacyjnym – łączeniu analizy automatycznej z ekspercką. Algorytm może wyłapywać dane oczywiste i mierzalne, a człowiek – interpretować niuanse. Ważne, by w przyszłości częściej stosować też tzw. cross-kodowanie, czyli sytuację, w której ten sam materiał ocenia niezależnie dwóch badaczy, a ich oceny są później porównywane i omawiane.
PG: Na koniec – co dalej? Czy planujecie kontynuację projektu po ogłoszeniu pełnego raportu? Może marzycie już o kolejnym, jeszcze bardziej ambitnym badaniu medialnym?
dr Wojciech Maguś: Najbliższym krokiem będzie finalizacja raportu końcowego. Równolegle przygotowujemy publikację wieloautorską, opartą m.in. na referatach zaprezentowanych przez studentów podczas konferencji naukowej. Będzie to forma podsumowania pracy zespołu i – mam nadzieję – ważne doświadczenie naukowe dla młodych badaczy, zwłaszcza że większość z nich to studenci dopiero drugiego roku. Taki projekt to dla nich nie tylko nauka metod badawczych, ale też szansa na realne zaistnienie w środowisku akademickim. Co dalej? Jeśli tylko pojawi się zainteresowanie współpracą, pomysłów na kolejne badania zdecydowanie nam nie brakuje. Media można analizować z wielu perspektyw – nie tylko politycznej. Możemy przyjrzeć się temu, jak relacjonowane są wydarzenia międzynarodowe, jak przedstawiane są kobiety, mniejszości, czy tematy związane z równością i inkluzywnością. Wszystkie te wątki są kluczowe z punktu widzenia debaty publicznej. Dysponujemy już sprawdzonymi narzędziami badawczymi i zespołem, który świetnie się uzupełnia. Rozwijamy także kompetencje związane z wykorzystaniem sztucznej inteligencji, szczególnie na etapie agregowania i wstępnej klasyfikacji danych, co może znacząco ułatwić pracę w kolejnych projektach. Tak naprawdę granicą jest tylko nasza wyobraźnia.
Amelia:
Z mojej strony mogę powiedzieć jedno – bardzo chciałabym jeszcze raz wziąć udział w takim badaniu.
Julia:
Zdecydowanie – to była ogromna dawka wiedzy i praktycznego doświadczenia. Z chęcią zaangażuję się w kolejne projekty!
Imiona i nazwiska wszystkich autorów projektu: Amelia Antoniuk, Remigiusz Chudy, Michał Kicia, Natalia Korniluk, Julia Maciejewska, Amelia Maziarz, Jagoda Najmoła, Miłosz Oleksa, Patrycja Paszkowska, Kamila Pożarowszczyk, Adam Trzciński, Izabela Tuz oraz Maja Warmijak
fot. Materiały własne członków zespołu