Rozmowa z prof. Stefanem Sokołowskim

W marcowym numerze „Wiadomości Uniwersyteckich” ukazał się wywiad z prof. Stefanem Sokołowskim z Instytutu Nauk Chemicznych UMCS - doktorem honoris causa Instytutu Fizyki Materii Skondensowanej Narodowej Akademii Nauk Ukrainy we Lwowie. Zachęcamy do lektury.

Jest Pan Profesor związany z Instytutem Nauk Chemicznych UMCS. Czy mógłby Pan przybliżyć zakres i tematykę swoich badań naukowych?

Przedmiotem moich badań jest teoria materii miękkiej: cieczy, płynów, układów koloidalnych, żeli itp. Chodzi po pierwsze o opis teoretyczny, a po drugie o modelowanie na poziomie cząsteczkowym, czyli o opracowanie odpowiedniego modelu i przeprowadzenie symulacji komputerowej przy pomocy odpowiednich technik. Zajmuję się przede wszystkim opisem płynów niejednorodnych w polach zewnętrznych. To może być pole elektrostatyczne, to może być także pole sił van der Waalsa. „Pole zewnętrzne” definiuje też pewne ograniczenia geometryczne, dla przykładu ściany porów „trzymają” płyn w jego wnętrzu. Nie uważam też, aby każde badanie teoretyczne miało na względzie jakąś aplikację. Wolę opisywać modele „czyste”, prowadzące do jednoznacznych rozwiązań.

W lutym odbyła się uroczystość nadania Panu Profesorowi tytuł doktora honoris causa przez Instytut Fizyki Materii Skondensowanej Narodowej Akademii Nauk Ukrainy we Lwowie. Co dla Pana oznacza to wyróżnienie?

Jasne, że to jest wyróżnienie. Zwłaszcza, że ten instytut różni się od wielu naszych instytutów badawczych. Pracownicy tam zatrudnieni są nadal klasycznymi badaczami, prezentują bardzo dobrą znajomość matematyki, a nie jest to już regułą wśród wielu młodych naukowców w moim instytucie. A bez znajomości matematyki, metod programowania, bez umiejętności pisania programów numerycznych – przełożenia równań teorii na język komputerowy niewiele da się w teorii zrobić. W tej chwili wiele osób kupuje komercyjne programy, nie wiedząc, jak one działają, jakie są ich ograniczenia, jakie są warunki brzegowe dla ich uruchomienia. Według mnie wszystko trzeba umieć od początku samodzielnie zrobić, a przynajmniej wiedzieć, jak to można zrobić, co się chce liczyć. To nazywam „klasycznym podejściem do nauki” i w Instytucie Fizyki Materii Skondensowanej Narodowej Akademii Nauk Ukrainy we Lwowie nadal to potrafią. Dodam, że nie jestem przeciwko gotowym programom, np. prof. Krzysztof Woliński  z Katedry Chemii Teoretycznej UMCS opracował program do obliczeń kwantowo-mechanicznych, który jest dosyć szeroko przez innych stosowany. Akurat takie programy są bardzo przydatne i warto się nimi posługiwać, ale – podkreślę – trzeba znać zasady ich działania.

Jak się zaczęła Pana współpraca z Instytutem Fizyki Materii Skondensowanej Narodowej Akademii Nauk Ukrainy we Lwowie?

Prof. Douglas Henderson z Utah State University otrzymał stanowisko „wyróżniającego się profesora” na Wydziale Fizyki Universidad Autónoma Metropolitana w mieście Meksyk i zaprosił mnie, żebym został jego współpracownikiem. Tam spotkałem prof. Oresta Pizio, który był ze Lwowa. I to właśnie dzięki niemu współpraca z pracownikami Instytutu Materii Skondensowanej we Lwowie się rozpoczęła. Potem wielu badaczy ze Lwowa przyjeżdżało na UMCS, a my wyjeżdżaliśmy na Ukrainę, bo nie tylko ja współpracuję z Instytutem Fizyki Materii Skondensowanej, lecz większość pracowników poprzedniego Zakładu Modelowania Procesów Fizykochemicznych Wydziału Chemii UMCS.

W ramach swojej długoletniej działalności naukowej odbywał Pan Profesor staże naukowe oraz nawiązywał Pan współpracę z uznanymi instytucjami naukowymi i akademickimi, m.in. w: USA, Niemczech, Meksyku, Czechach, Szwajcarii czy Austrii. Jak te doświadczenia wpłynęły na prowadzone przez Pana badania? Dlaczego Pana zdaniem warto nawiązywać współpracę z innymi ośrodkami naukowymi?

Pierwszy mój wyjazd był do Pennsylvania State University, University Park, do prof. W.A. Steele’a (który otrzymał w roku 1994 doktorat honorowy UMCS). Staż trwał ponad rok, a przedłużać go nie chciałem ze względów rodzinnych. Wyjazd ten „zorganizował mi” mój promotor pracy doktorskiej z Instytutu Chemii Fizycznej PAN w Warszawie – prof. dr hab. Jan Stecki.

Po powrocie z USA złożyłem wniosek o stypendium Humboldta na Ruhr Universität w Bochum (RUB). Podczas pobytu w Bochum poznałem wielu ludzi i w konsekwencji trafiłem do znanego ośrodka Kernforschunganlage (obecnie Forschungzentrum) w Jülich. To jest bardzo dobry i rzekłbym „organizacyjnie ciekawy” ośrodek. W tamtym czasie (nie wiem, jak jest teraz) oprócz administracji i najwyższych stanowisk kierowniczych nie było tam na stałe zatrudnionych naukowców, np. w centrum komputerowym Hochstleistungsrechenzentrum (HLRZ, obecnie jest to część Institute for Advanced Simulations) ogłaszane były co pewien konkursy na stanowisko szefa, zwycięzca sam dobierał sobie współpracowników z całego świata.

Trafiłem do Jülich po rekomendacji mojego opiekuna naukowego z Bochum, profesora J. Fischera. Prof. H. Herrmann, zostawszy szefem HLRZ, dobrał z kolei mnie jako współpracownika. Pracowałem tam łącznie półtora roku, a potem były już krótsze wyjazdy. Z kolei prof. J. Fischer przeszedł później z Bochum do Wiednia na Uniwersytet BOKU (Universität für Bodenkultur, mały, elitarny uniwersytet), obejmując katedrę z badaniami w dziedzinie termodynamiki statystycznej i modelowania. Tym sposobem możliwe stały się późniejsze wyjazdy do Wiednia, a także do Pragi, do Institute of Chemical Process Fundamentals. Wyjeżdżałem też do Universidad National Autonoma de Mexico (UNAM) w Meksyku (jeden z największych uniwersytetów na świecie), do Brigham Young University w Provo i do Institute for Multiscale Simulation, Friedrich-Alexander Universität Erlangen-Nürnberg.

W istocie wszystkie wyjazdy, za wyjątkiem stypendium Humboldta, były organizowane ad hoc. Podstawą wyjazdu były prywatne znajomości, a nie „aplikacje”. Taki model nawiązywania współpracy zdecydowanie preferuję. Powiem wprost: osobiste rekomendacje, wybór osób polecanych przez znanych z rzetelności naukowej są dla mnie lepszą metodą doboru współpracowników niż ogłaszanie „konkursu na stanowisko”.

Oczywiście – ważnym czynnikiem decydującym o moich wyjazdach były też kwestie finansowe. A więc nie tylko dlatego chciałem wyjechać na stypendium Humboldta, żeby „coś nowego robić”, ale i żeby zarobić. Stypendium oferowało bardzo dobre warunki finansowe, a już w Jülich to była najlepsza płaca, jaką kiedykolwiek dostałem. Zresztą w Meksyku też były bardzo dobre warunki finansowe. Dobre meksykańskie uniwersytety płacą więcej od amerykańskich.

Na pytanie: „wyjeżdżać czy nie?” nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć. Zależy od możliwości i warunków. Jeśli ośrodek zagraniczny oferuje bardzo dobre warunki, to oczywiście warto wyjechać. No i warto to robić w młodym wieku. Powiedziałbym nawet, że obligatoryjne powinny być wyjazdy na stypendia po doktoracie. Powinny być one organizowane choćby po to, żeby zmienić otoczenie, poznać nową tematykę i ludzi. Gdy robiłem doktorat w Instytucie Chemii Fizycznej w Warszawie, to regułą było organizowanie przez każdego promotora długookresowego wyjazdu zagranicznego swemu doktorantowi. My też staraliśmy się w naszym poprzednim Zakładzie Modelowania postępować podobnie. Jednak ta tradycja zanika. Może dlatego, że wyjazdy straciły na atrakcyjności? A może dlatego, że przy rozstrzyganiu wniosku decydują coraz bardziej czynniki formalne i biurokratyczne, a nie merytoryczne?

Współpracował Pan Profesor również z wybitnymi naukowcami z polski i zagranicy. Czy ktoś szczególnie Pana Profesor zainspirował? Czy jakaś współpraca szczególnie zapadła Panu w pamięć?

Tak, za szczególną uznałbym współpracę z Brazylijczykiem Jasonem A.C. Gallasem w Jülich. Nigdy wcześniej się nie zajmowałem materiałami granularnymi. Materiały granularne to np. piasek. Potrafią one wykazywać zadziwiające właściwości i w pewnych warunkach zachowują się podobnie jak ciecze. Ponieważ zajmowałem się wtedy dynamiką molekularną (jedna z metod symulacji komputerowych), Jason Gallas zaproponował, żeby dynamikę molekularną zastosować do opisu układów granularnych. No i udało się nam, a proste to bynajmniej nie było: należało odpowiednio uogólnić równania ruchu na przypadek układów, w których zachodzi dyssypacja energii. Potrafiliśmy opisać ruch cząstek oraz szereg obserwowanych doświadczalnie zjawisk, np. powstawanie tzw. „pętli konwekcji”, fluidyzację itp. Muszę powiedzieć, że czas spędzony w Jülich był „fajny”. Koniec z „planowaniem zadań naukowych”, żadnego „robienia nauki na siłę”. Byliśmy absolutnie wolni w doborze tematów. Strategią szefa HLRZ, Hansa Herrmana, było odkrywanie rzeczywistych nowości naukowych. Czy badania teoretyczne, zaplanowane dokładnie wiele miesięcy temu, mogą prowadzić do takiego odkrycia? Zazwyczaj nie. A w Jülich czytało się najnowszą literaturę z różnych pokrewnych dziedzin naukowych, wypatrywało się istotnych nowości, a następnie próbowało obserwacje doświadczalne przy pomocy znanych i nowych teorii i narzędzi opisywać, uogólniać i przewidywać zachowania się podobnych układów w odmiennych warunkach. Sądzę, że właśnie brak długookresowego planowania prowadził do doskonałych wyników.

Rozmawiała Agnieszka Stańczak

    Aktualności

    Data dodania
    29 marca 2021