Rozmowa z prof. dr hab. Agnieszką Szuster-Ciesielską

Zacznijmy od podstaw. Czym tak naprawdę jest koronawirus SARS-CoV-2 i dlaczego jest tak groźny, że jego pojawienie się wywróciło nasze dotychczasowe życie do góry nogami?

SARS-CoV-2 jest koronawirusem, a nazwa rodziny, do której należy, pochodzi od charakterystycznych, przypominających koronę słoneczną, wypustek na jego powierzchni. Pierwszy oficjalnie potwierdzony przypadek zakażenia wirusem SARS-CoV-2 u człowieka odnotowano 17 listopada 2019 r. w chińskim Wuhan, a 11 marca 2020 r. WHO ogłosiło stan pandemii. Od tego czasu zakażenie wirusem zostało wykazane u ponad 80 mln ludzi, z czego 2 mln zmarło z powodu COVID-19. W dalszym ciągu nie wiemy jednak na pewno, kiedy i jak doszło do pierwszego zakażenia koronawirusem, ponieważ przypadki nietypowego zapalenia płuc pojawiły się w prowincji Hubei jeszcze we wrześniu 2019 r.

Jedno jest pewne, SARS-CoV-2 jest wirusem odzwierzęcym, którego bezpośrednim przodkiem był wirus bytujący u nietoperzy podkowcowatych. Przed zaatakowaniem człowieka wirus przeniósł się na gospodarzy pośrednich, prawdopodobnie były to łuskowce, do których znakomicie się przystosował. Bliskość człowieka ze zwierzętami stworzyła okazję do „przeskoczenia” wirusa na nowego gospodarza. Od tego czasu koronawirus znakomicie zaadaptował się do człowieka. Tę dynamiczną adaptację obserwujemy do dzisiaj, gdyż pojawiają się nowe wersje wirusa, jeszcze lepiej przystosowane do transmisji wśród ludzi. Czy idzie za tym zwiększona śmiertelność? Nie. Otóż w interesie wirusa nie jest spowodowanie szybkiej śmierci gospodarza, tylko zapewnienie sobie dostępu do jak największej liczby nowych gospodarzy, aby móc się replikować i przetrwać. Temu globalnemu rozprzestrzenianiu się SARS-CoV-2 sprzyja niezwykle skuteczna droga oddechowa.

Dlaczego wirus jest taki groźny? Ponieważ powodu-je on chorobę COVID-19, która może być bezpośrednią lub pośrednią przyczyną zgonu u ok. 3,5% zakażonych. Zakażenie koronawirusem SARS-CoV-2 w prawie połowie przypadków przebiega bezobjawowo. U objawowych pacjentów zaś w 20% przypadków rozwija się ciężka lub krytyczna postać infekcji. Początkowo sądzono, że zmiany chorobowe dotyczą tylko układu oddechowego. Jednak późniejsze obserwacje jasno dowiodły, że wirus jest przyczyną objawów ze strony układu krążenia, nerwowego, pokarmowego czy wydalnicze-go (nerki). Czy osoby, które przeszły COVID-19, mogą czuć się całkowicie zdrowe i bezpieczne? Niestety nie. Długotrwałe skutki choroby mogą trwać wiele miesięcy, jeśli nie lat. Problem może dotyczyć 10–30% osób za-każonych SARS-CoV-2. Co więcej, ciężkość przebiegu infekcji koronawirusem nie wydaje się tu czynnikiem decydującym. Tzw. długi ogon COVID-19 objawia się chronicznym zmęczeniem (najczęstszy trwały objaw występujący u młodych i wcześniej zdrowych ludzi), dusznością wysiłkową, zapaleniem mięśnia sercowego, „mgłą mózgową” (dezorientacja, zapominanie, niezdolność do skupienia się i problemy z komunikacją) i innymi problemami neurologicznymi, zaburzeniami psychicznymi czy wypadaniem włosów. Również u dzieci przechodzących kontakt z wirusem bezobjawowo lub bardzo łagodnie może pojawić się tzw. pediatryczny wieloukładowy zespół zapalny tymczasowo związany z zakażeniem SARS-CoV-2 (PIMS-TS) o objawach podobnych do choroby Kawasaki i zespołu wstrząsu toksycznego (gorączka, stany zapalne, niedociśnienie, przedłużające się bóle brzucha, wysypka skórna, zapalenie spojówek i nierównie bicie serca).

Szybko rozwijające się zagrożenie dla zdrowia pub-licznego spowodowane przez wirus SARS-CoV-2 wy-wołało wiele zmian we wszystkich aspektach życia. W większości państw, może z wyjątkiem azjatyckich, nie istniały gotowe scenariusze działania w takiej sytuacji kryzysowej, co odbiło się przede wszystkim na funkcjonowaniu systemu opieki zdrowotnej. Pandemia jasno udowodniła, że zdrowie publiczne to także strategiczny element gospodarki.

W Polsce po listopadowym szczycie zachorowań spadła liczba dziennych potwierdzonych przypadków zakażeń i ustabilizowała się na poziomie ok. 8–12 tys. zakażeń na dobę, liczba zgonów waha się. Pojawiają się nowe mutacje SARS-CoV-2, które na nowo budzą niepokój. W jakim miejscu epidemii jesteśmy? Czy są jakieś prognozy, jak długo to może jeszcze potrwać?

Rzeczywiście – obecnie liczba nowych zakażeń wy-nosi średnio ok. 10 tys. dziennie. Jednak uważam, że jest to liczba bardzo zaniżona, na co wskazuje wysoka statystyka zgonów. Powodów tego jest wiele: począwszy od zmieniających się strategii testowania (w Polsce testuje się bardzo wąsko, nie wykrywając większości przypadków osób zakażonych), raportowania, po obawy związane z trudnościami dostania się do miejsca pobierania wymazów, czekania na wynik. Niektórzy wręcz odmawiają przyjęcia skierowania na wymaz. Wiele osób obawia się też potencjalnej hospitalizacji, przez co zgłasza się do lekarza zbyt późno. Obecnie jesteśmy ciągle w drugiej fali epidemii po przekroczeniu punktu kulminacyjnego, a wartość współczynnika reprodukcji wirusa (R0) jest najniższa spośród wszystkich podanych od początku epidemii w Polsce i wynosi 0,92.

Czy mamy wobec tego powody do radości? Moim zdaniem jeszcze nie. Dlaczego? Współczynnik reprodukcji wirusa wciąż się zmienia, ponieważ wpływa na niego wiele czynników, m.in. czas (im dłużej dana oso-ba jest chora, tym ma więcej możliwości zakażenia innych) i sposobność zakażenia innych (jak zachowuje się osoba chora – co robi podczas choroby, czy wchodzi w interakcje społeczne, jak często stwarza możliwości zakażenia innych osób). Dochodzi do tego jeszcze obecność tzw. superroznosicieli wirusa, którzy bardzo wydajnie zakażają dużą grupę ludzi. Dlatego tak ważne jest przestrzeganie obowiązujących zasad dystansu i zabezpieczania maseczką. W najbliższym czasie bardzo prawdopodobny jest kolejny wzrost zakażeń spowodowany okresem świątecznym i noworocznym, podczas którego dochodziło do przemieszczania się ludzi i szerszych kontaktów. Jedyną dobrą wiadomością w tym kontekście jest zmniejszona zachorowalność na grypę, co oczywiście związane jest z przestrzeganiem zaleceń, ponieważ wirus grypy roznosi się tą samą drogą co koronawirus.

Czy i kiedy skończy się pandemia? Czy SARS-CoV-2 zniknie? Bardzo trudno odpowiedzieć na te pytania, ponieważ zależy to od wielu czynników. Epidemia może się zakończyć wg następujących scenariuszy: (1) ludzkość powszechnie będzie miała kontakt z wirusem, prze-choruje i nabędzie odporność zbiorową – tylko jakim kosztem? (2) istnieje skuteczne lekarstwo przeciwwirusowe – tego obecnie nie mamy, (3) istnieje skuteczne zabezpieczenie w postaci szczepionki – i to już mamy. I tu rodzi się kolejne pytanie – ile osób musi dokonać szczepienia, aby powstała odporność populacyjna na koronawirusa? Najczęściej mowa o 70% osób mających ochronę poszczepienną – taka liczba wystarczy, aby cała populacja mogła czuć się bezpiecznie. Oczy-wiście im więcej ludzi się zaszczepi, tym lepiej. Dzień ten może być dniem ogłoszenia końca pandemii. Kolejną niewiadomą jest zmienność koronawirusa. Jak wszystkie wirusy RNA, również tego cechuje skłonność do mutacji. Już teraz obserwujemy pojawianie się kolejnych wariantów SARS-CoV-2, które potrafią się szybciej rozprzestrzeniać. Nie są to jednak na tyle istotne zmiany, aby obecna szczepionka przestała być skuteczna. Nie należy jednak zakładać, że w przyszłości nie pojawią się inne odmiany, przeciwko którym należałoby „przekonstruować” szczepionkę. Jeszcze innym argumentem przemawiającym za pozostaniem koronawirusa w populacji człowieka jest fakt, że wirus ten może posiadać kilku gospodarzy i przez to być niemożliwy do eliminacji. Wydaje się, iż musimy się nauczyć żyć w cieniu SARS-CoV-2.

Wspomniała Pani, że tylko szczepionka, i co za tym idzie wyszczepienie przeważającej części społeczeństwa, może zatrzymać pandemię. Szczepionka na koronawirusa budzi jednak wiele kontrowersji. Na-wet ludzie, którzy nie są tzw. antyszczepionkowcami, nie zamierzają się szczepić albo mają co najmniej wątpliwości. W Internecie krąży nawet taki mem, że dziwna ta epidemia, w której ludzie bardziej boją się szczepionki niż wirusa. Potwierdzają to także wyniki ostatniego sondażu Kantar (ankieta przeprowadzona na początku grudnia 2020 r.), z których wynika, że Polacy częściej (47% ankietowanych) boją się właśnie szczepionki przeciw koronawirusowi niż zarażenia się wirusem. Jaka zatem jest szczepionka na koronawirusa? Czy mechanizm jej działania jest taki sam jak w przypadku dotychczas znanych nam szczepionek? Czy jest bezpieczna? Czy możemy teraz określić, że nie będzie miała w przyszłości negatywnych skutków ubocznych dla osób, które z niej skorzystają?

Powiem wprost – ta szczepionka może być najbezpieczniejsza w historii medycyny. Lista składników jest bardzo krótka – fragment materiału genetycznego koronawirusa, cztery sole, sacharoza i lipidy stanowiące osłonkę mRNA wirusa.

Może najpierw krótko wyjaśnię, jak działają szczepionki. Ich celem jest wzbudzenie odpowiedzi odpornościowej na wypadek przyszłego kontaktu z patogenem. Analiza odpowiedzi immunologicznej podczas naturalnego zakażenia pokazuje, na który fragment (antygen) drobnoustroju najmocniej reaguje nasz układ odpornościowy. Bardzo często są to najbardziej widoczne, zewnętrzne części mikroorganizmu. Dopiero po takiej analizie projektuje się skład szczepionki, która będzie zawierać właśnie te fragmenty. Dlatego składnikami szczepionek są zabite lub osłabione wirusy lub ich komponenty.

W przypadku SARS-CoV-2 jego najbardziej widocznymi dla komórek immunologicznych elementami są wystające kolce (białko S). Jak wiemy, białka w komór-ce powstają na bazie informacji zawartej w tzw. in-formacyjnym RNA (mRNA). Teraz wystarczyło tylko odnaleźć fragment wirusowego mRNA odpowiedzialnego za syntezę białka kolca i wstawić go do nośnika (np. składającego się z lipidów). Tak podany fragment mRNA kieruje w komórce produkcją białka wirusowego, które jest następnie zauważone przez nasze komórki odpornościowe. W ten sposób rozwija się odpowiedź przygotowująca nas w przyszłości na zwycięską walkę z wirusem.

Jaka jest różnica pomiędzy szczepionką na koronawirusa i innymi, tradycyjnymi szczepionkami? Tutaj umieszczony jest fragment materiału genetycznego wirusa sterującego już w komórce produkcją jego białek, podczas gdy w innych szczepionkach zawarte są fragmenty lub całe cząstki wirusów (zabitych lub osłabionych). Tylko ze względu na skład szczepionki i sposób jej pozyskania nosi ona nazwę „genetyczna” i nie należy się doszukiwać jakiś innych, ukrytych znaczeń tej nazwy.

Czy możemy teraz określić, że szczepionka nie będzie miała w przyszłości negatywnych skutków ubocznych dla osób, które z niej skorzystają? W chwili obecnej nic na to nie wskazuje. mRNA po krótkim czasie pobytu w naszych komórkach ulega rozpadowi, zaś białka, które powstały z jego udziałem, zostaną wyeliminowane przez wyćwiczoną już odpowiedź odpornościową. Druga dawka szczepionki tylko wzmocni tę reakcję, powodując powstanie wysoce skutecznej odpowiedzi na przyszłość. Ponadto wśród uczestników badań klinicznych, którzy otrzymali preparat w kwietniu, jak dotąd nie zaobserwowano niekorzystnego dłuższego efektu działania szczepionki.

Innym pytaniem, które równie często się pojawia, jest to, czy będą mogły się zaszczepić osoby przewlekle chore i czy składniki szczepionki nie interferują z lekami. Otóż w badaniach klinicznych nowych preparatów zwykle uczestniczą osoby zdrowe. Tym razem było inaczej – do badania klinicznego III fazy zaproszono osoby z grup ryzyka, w tym pacjentów z astmą, przewlekłymi chorobami płuc, cukrzycą, nadciśnieniem tętniczym, AIDS, chorobami autoimmunologicznymi czy nadwagą. Również w tych grupach wykazano wysoką skuteczność i bezpieczeństwo szczepionki. Oczy-wiście uczestnicy badań będą w dalszym ciągu monitorowani, aby po upływie dwóch lat możliwa była pełna ocena okresu ochrony i bezpieczeństwa. Jeśli zaś chodzi o interferencje z innymi lekami, to w składzie szczepionki nie ma związku chemicznego, który reagowałby z lekami lub wpływał na ich metabolizm. Również pod tym kątem należy szczepionkę uznać za bezpieczną.

Chciałabym się teraz odnieść do niskiego zaufania wobec szczepionki na SARS-CoV-2. Generalnie Polacy nie mają wysokiego zaufania do szczepionek, a odsetek tych nieufnych wynosi ok. 40%. Nie jest to jednak tylko charakterystyczne dla nas. Wydaje mi się, iż obecne pokolenia nie mają wiedzy na temat strasznych chorób, które właśnie dzięki szczepieniom udało się okiełznać, np. udało się zupełnie wyeliminować wirus ospy prawdziwej, który tylko w XX w. zabił 500 mln ludzi. Przy-czynił się do tego Jenner, który wynalazł szczepionkę na bazie „żywego” wirusa ospy krowiej. Już wtedy pojawiali się przeciwnicy tej szczepionki, sugerując, że po jej podaniu mogą wyrosnąć rogi lub ogon.

W przypadku szczepionki przeciw COVID-19 znane już są efekty niepożądane, takie jak podwyższona temperatura, ból głowy, zmęczenie, niekiedy powiększenie węzłów chłonnych. Jednak wszystkie te odczyny są tylko odzwierciedleniem reakcji naszego organizmu na obce białko, które mijają po kilku dniach. Tak jak po ćwiczeniu na siłowni mamy zakwasy, takie same „za-kwasy” pojawiają się przy trenowaniu układu odpornościowego. Należy rozważyć, jakie ryzyko chcemy po-nieść – czy wystąpienia objawów poszczepiennych, czy komplikacji po COVID-19. Często pojawiają się też pytania o poszczepienne reakcje alergiczne – dotychczas już u kilkunastu milionów zaszczepionych pojawiło się zaledwie 8 przypadków ciężkiej reakcji anafilaktycznej i to tylko u osób, które już wcześniej wykazywały taką skłonność. Jestem przekonana, że gdyby tak licznej grupie podać orzeszki ziemne, to odczynów anafilaksji byłoby znacznie więcej.

Ostatnie miesiące pokazują, jak wiele zmienia się, jeśli chodzi o postawy ludzi wobec szczepionek. Na-stawienie zmienia się niemal co tydzień, a dużą w tym rolę odgrywa dezinformacja wzmacniana przez przekazy w mediach społecznościowych. Wydaje się, iż wdrożenie szczepionki może być równie trudne co jej opracowanie, dlatego należy prowadzić szeroką edukację na temat korzyści, jakie niosą ze sobą szczepienia.

Duże wątpliwości budzi dość krótki czas pracy firm farmaceutycznych i biotechnologicznych nad przy-gotowaniem szczepionki na koronawirusa. Jak to możliwe, że w niecały rok udało się ją przygotować i dopuścić do obrotu? Badania chociażby nad szczepionką na malarię trwały ponad 30 lat (bo przecież dopiero w 2019 r. ruszył pilotażowy program szczepień w niektórych krajach afrykańskich).

Od początku pandemii naukowcy całego świata intensywnie pracowali nad stworzeniem szczepionki. Brano pod uwagę wiele możliwości, łącznie z metodyką pozyskiwania tradycyjnych szczepionek. Opracowano po-nad 200 preparatów, z których zaledwie kilka dotarło do III fazy badań klinicznych. Jednak tempo prac nie byłoby możliwe bez dotychczasowych doświadczeń w zakresie badań szczepionek przeciwko wirusom HIV, HCV, SARS (2003 r.) czy MERS. Opracowywano wówczas różne warianty preparatów, co pomogło w usta-leniu, który najlepiej się sprawdzi w przypadku SARS--CoV-2. Dotychczas rekordowo uzyskaną szczepionką w ciągu dwóch lat, także powstałą dzięki osiągnięciom biotechnologii, jest szczepionka przeciw wirusowi Ebola. Nie jest ona zaplanowana do powszechne-go użytku, tylko do wygaszania ognisk epidemicznych w Afryce. W przypadku SARS-CoV-2 jest trudniej, bo większa część osób przechodzi zakażenie bezobjawowo i rozsiewa wirusa.

Tradycyjne szczepionki wymagają średnio 10–15 lat na ich wprowadzenie, a badania składają się z kilku etapów: laboratoryjnego (np. z użyciem hodowli komórkowych), badań na zwierzętach i wreszcie badań klinicznych z udziałem ludzi (trzy fazy). Etapy te pro-wadzone są sekwencyjnie. Natomiast w przypadku COMIRNATY fazy badań nie zostały skrócone, lecz jedynie nałożone na siebie – to pozwoliło na szybsze uzyskanie wyników. Nie bez znaczenia jest też sama metodologia produkcji szczepionki genetycznej umożliwiająca szybkie pozyskanie produktu w przeciwieństwie np. do szczepionki przeciwgrypowej wytwarzanej z wykorzystaniem zarodków kurzych. Należy nadmienić, iż szczepionka przeciw COVID-19 uzyskała pozwolenie na jej szerokie wykorzystanie na pod-stawie bardzo restrykcyjnej procedury dopuszczającej Amerykańskiej Agencji Żywności i Leków (FDA) i Europejskiej Agencji Leków (EMA).

Odnosząc się do wspomnianej w Pani pytaniu szczepionki przeciwko malarii, nad którą badania toczą się od 30 lat, to tutaj sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana. Otóż ze względu na złożony cykl rozwojowy zarodźca malarii, pierwotniaka przebywające-go w organizmie człowieka w wątrobie i krwi, trudno jest znaleźć te jego antygeny, które mogłyby pozwolić na produkcję skutecznej szczepionki przeciw malarii. O ile w przypadku SARS-CoV-2 znane jest już białko indukujące odpowiedź odpornościową, to zarodziec malarii cechuje się dużą zmiennością powierzchniowych białek i umiejętnością maskowania się.

Trwają także poszukiwania leku na COVID-19. Co chwilę słyszymy o nowych pomysłach. Prof. Konrad Rejdak z Uniwersytetu Medycznego w Lublinie rozpoczyna badania nad zastosowaniem amantadyny w leczeniu COVID-19, w fazie badań jest lek z osocza ozdrowieńców wyprodukowany przez lubelską firmę Biomed. Popularność zyskał też remdesivir, co do którego jednak są sprzeczne opinie. Jakie są według Pani szanse na opracowanie skutecznego leku? Dlaczego w pierwszej kolejności skupiono się na pracach nad szczepionką?

Opracowanie skutecznego leku przeciwwirusowego zajmuje znacznie więcej czasu aniżeli ma to miejsce w przypadku szczepionki. Do tego potrzebne jest dokładne poznanie biologii molekularnej wirusa: jak prze-dostaje się do komórki, jak się w niej namnaża i jakie enzymy są mu do tego potrzebne oraz jak wyglądają interakcje wirusa z komórką gospodarza. Trzeba uderzyć bardzo precyzyjnie tak, aby nie uszkodzić pra-widłowych mechanizmów komórkowych. To zajmuje lata. Dlatego WHO podczas obecnej pandemii zaleciła tzw. „szybką ścieżkę” sprawdzenia już istniejących leków przeciwwirusowych. Spośród wielu badanych pewną skutecznością wykazał się właśnie remdesivir, który ma jednak swoje ograniczenia – należy po-dać go we wczesnej fazie infekcji, aby doszło do złagodzenia objawów choroby. Z kolei amantadyna jest lekiem stosowanym w neurologii i psychiatrii, np. w ta-kich chorobach jak stwardnienie rozsiane czy choro-ba Parkinsona. W roku 1976 FDA zatwierdziła amantadynę jako lek przeciwgrypowy, chociaż nie jest ona tutaj szeroko stosowana ze względu na efekty uboczne. Biorąc jednak pod uwagę mechanizm przeciwgrypowego działania amantadyny, to w przypadku SARS--CoV-2 nie ma on swojego naukowego uzasadnienia. Oba wirusy zachowują się inaczej w komórce. Prawdą natomiast jest, według doniesień naukowych, że u pacjentów cierpiących na stwardnienie rozsiane czy parkinsonizm i leczonych amantadyną nie obserwowano ciężkiej postaci COVID-19. Dlatego potrzebne są ba-dania kliniczne, aby to wyjaśnić.

Z innego frontu walki z SARS-CoV-2 wymienia się przeciwciała, które mogą neutralizować wirusa, a przez to uratować życie i sprzyjać wyzdrowieniu. Nie jest to nowy pomysł. Osocze ozdrowieńców ratowało życie w przypadku gorączek krwotocznych jeszcze w ubiegłym wieku. W listopadzie 2020 r. FDA doraźnie za-twierdziła stworzoną przez firmę Regeneron terapię leczenia COVID-19 przeciwciałami. Lek REGN-COV2 zmniejsza wiremię i łagodzi objawy COVID-19 u pacjentów z łagodnym lub umiarkowanym przebiegiem choroby, którzy nie są hospitalizowani. Podobnie ma działać preparat opracowywany przez lubelski Biomed.

Wielu polskich lekarzy i naukowców uważa, że w niedalekiej przyszłości będą pojawiały się kolejne epi-demie i pandemie. Potwierdza to także raport przygotowany przez IPBES (Międzyrządową Platformę ds. Różnorodności Biologicznej i Funkcji Ekosystemu działającą pod auspicjami Programu Środowi-skowego ONZ). Dlaczego tak się dzieje i czy można temu zapobiec?

SARS-CoV-2 nie jest pierwszym wirusem odzwierzęcym, który dotyka ludzkość. Wystarczy wymienić wściekliznę, gorączkę denga, ptasią grypę czy wirusa Ebola. Według National Institutes of Health choroby odzwierzęce stanowią 60% znanych i 75% nowo pojawiających się chorób zakaźnych.

Może to wydawać się paradoksalne, ale za pojawia-nie się nowych, odzwierzęcych wirusów wśród ludzi w dużym stopniu odpowiadają zmiany na naszej planecie. Ocieplanie klimatu powoduje przesuwanie się granic występowania nosicieli wirusów, którzy do tej pory obecni byli w rejonach tropikalnych, np. gatunków komarów przenoszących takie wirusy jak denga, zika czy żółtej gorączki. Również deforestacja sprzyja większe-mu kontaktowi ze zwierzętami, nosicielami groźnych dla człowieka wirusów. Praca przy wycince, zasiedla-nie nowo powstałych przestrzeni, kulinarne zainteresowanie egzotycznymi zwierzętami może zaowocować przeniesieniem zwierzęcych wirusów na człowieka. Dobrym przykładem są nietoperze, które podczas ewolucji pojawiły się wcześnie (60 mln lat temu) i w porównaniu do innych ssaków nie uległy większym zmianom. Od blisko 50 mln lat są izolowaną grupą organizmów zachowującą wirusy, które wykorzystują podstawowe szlaki biochemiczne i receptory nieulegające zmianom podczas ewolucji innych zwierząt, w tym u człowieka. Stąd wysokie ryzyko pokonania bariery gatunkowej w przypadku wirusów przenoszonych przez nietoperze. I tak się stało – wirusy Hendra, Nipah, Marburg, Ebola czy koronawirusy to tylko niektóre przykłady.

Populacja naszego globu wynosi ok. 7,8 miliarda ludzi, potencjalnych gospodarzy wirusów, a niektóre re-jony świata są ogromnie zaludnione – to może sprzyjać błyskawicznej transmisji nowych patogenów, o ile się do nas zaadaptują. W dzisiejszych czasach nie ma też problemu z szybkim przemieszczaniem się – w ciągu kilkunastu godzin nowy wirus może trafić na drugi koniec świata.

Jednym z powodów, dla których wirusy odzwierzęce są tak groźne dla człowieka, jest fakt, że nasz układ odpornościowy nie wie, jak sobie z nimi poradzić. Większość wirusów, które dostają się do ludzkiego ciała, jest skutecznie niszczonych przez nasz układ odpornościowy. Czasem jednak wirusowi zwierzęcemu udaje się wniknąć do ludzkich komórek i zaczyna się mnożyć. Podczas replikacji wirus może mutować i dostosowywać się do nowego gospodarza. Ponieważ jest to nowe zagrożenie, nasz układ odpornościowy musi wypracować odpowiednią taktykę walki. Ale zanim to nastąpi, wirus w dalszym ciągu mutuje i próbuje przechytrzyć naszą obronę. Istnieje szansa, że wirusy, które ewoluują w organizmie żywiciela, są dla niego mniej niebezpieczne. Chcą sobie zapewnić transmisję, ale nie zależy im zbytnio na szybkim zabiciu gospodarza – z taką właśnie sytuacją mamy obecnie do czynienia

.Jedna z pozarządowych amerykańskich organizacji – EcoHealth Alliance – specjalizuje się w wykrywaniu nowych wirusów. Łowcy wirusów w ciągu ostatnich 10 lat odwiedzili ponad 20 państw, gdzie zebra-li ponad 15 tys. próbek od nietoperzy – doprowadziło to do wykrycia ok. 500 nowych gatunków koronawirusów (i tylko koronawirusów!), które mogą być przyczyną kolejnych epidemii.

Czy można zapobiec pojawianiu się nowych pandemii? Raczej nie jest to możliwe. Należy zatem skupić się na rozwijaniu technik wczesnego wykrywania za-grożenia, szczególnie w tak wrażliwych rejonach jak Afryka, Azja czy Bliski Wschód, a także odpowiedniego przygotowania systemu opieki zdrowotnej do szybkiego reagowania w sytuacji pojawienia się nowego patogenu.

Pandemia to dla Pani jako wirusologa zapewne czas wzmożonej pracy. Niedawno do Katedry Wirusologii i Immunologii UMCS przyszła paczka z koronawirusem. Brzmi to dość niepokojąco, ale i intrygująco. Jak wygląda taka przesyłka? Co to za koronawirus i do jakich badań zostanie wykorzystany?

Namnażaniem i hodowlą wirusów zajmują się wyspecjalizowane firmy biotechnologiczne. Wirusy są tam przechowywane w ampułkach umieszczonych w ciekłym azocie. Podobnie jak inne produkty w sklepie internetowym, razem z opisem i ceną trafiają do kata-logu, z którego można zamawiać. Takie zamówienia to w pewnym sensie zakupy on-line dla naukowców.

Przesyłka z koronawirusem, który kosztował dwa tysiące złotych, przyleciała do mnie tuż przed święta-mi z USA, czekałam na nią trzy miesiące. Nie każdy może jednak złożyć takie zamówienie. Musi to zrobić uczelnia, ponieważ przy zamawianiu należy przestrzegać określonych procedur. W zamówieniu należy po-dać między innymi opis laboratorium, w którym wirus będzie badany, a także opis celu badawczego. Wówczas firma, która realizuje zamówienie, ma pewność, że nie jest to zakup na własny użytek. Ja zamówiłam tzw. koronawirusa przeziębieniowego, z którym mam prawo pracować w laboratorium drugiego poziomu bezpieczeństwa (BSL2). Przypomnę, iż praca z SARS-CoV-2 wymaga przynajmniej trzeciego poziomu.

Badania mam nadzieję rozpocząć w nowym roku i będą one prowadzone dwutorowo. Pierwszy wątek będzie dotyczyć wykrywania nowych substancji o potencjalnym działaniu przeciwwirusowym, które hamowałyby jego namnażanie. Będę w tym zakresie współpracować z prof. Agnieszką Wojciechowską z Politechniki Wrocławskiej, która zajmuje się syntetyzowaniem nowych biologicznie czynnych związków. Druga kwestia to badanie skuteczności działania substancji dezynfekujących, obecnie powszechnie stosowanych. Dzięki temu na rynku mogłyby się pojawić środki de-zynfekcyjne, które być może będą tańsze, łatwiej dostępne czy skuteczniejsze niż te dotychczas stosowane.

 

Wywiad przeprowadziła Ewa Kawałko-Marczuk

(grudzień 2020 r.)

    Aktualności

    Autor
    Iwona Nogieć
    Data dodania
    4 lutego 2021