Prof. Hofman o dekadzie badań nad mediami

O znaczeniu komunikowania w społeczeństwie oraz sytuacji mediów z prof. dr hab. Iwoną Hofman, Przewodniczącą Komitetu Nauk o Komunikacji Społecznej i Mediach Polskiej Akademii Nauk, Dyrektorką Instytutu Nauk o Komunikacji Społecznej i Mediach Uniwersytetu Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie, rozmawiała dr Beata Czechowska-Derkacz z Uniwersytetu Gdańskiego.

- Tegoroczna konferencja Media – Biznes – Kultura. Pomorze 2021 odbywa się pod hasłem „Dekada badań nad mediami”. Mija właśnie dziesięć lat od czasu powołania dyscypliny – nauki o komunikacji społecznej i mediach. Środowisko Polskiego Towarzystwa Komunikacji Społecznej (PTKS), i pani profesor osobiście, było bardzo zaangażowane w powstanie nowej dyscypliny. Czy z perspektywy tych dziesięciu lat można powiedzieć, że było warto?

- Gdyby nie moje przekonanie, że było warto, pewnie nie zaangażowałabym się duszą i sercem na rzecz naszej dyscypliny. Uważam, że badania mediów, procesów komunikacji społecznej, są w świecie tak zaawansowane, że nie można było dłużej czekać z formalizacją badań medioznawczych w Polsce. Przed powołaniem dyscypliny – nauki o mediach – (w 2011 roku) prace badawcze, habilitacyjne i doktorskie w obszarze mediów, były realizowane na wydziałach humanistycznych i społecznych. Autor takiej pracy zawsze był obciążony trybutem, w zakresie czy to wyboru przedmiotu badań, czy metodologii, właściwym dla dyscypliny, w której realizował swoje medioznawcze badania. Przygotowywał swoją pracę gościnnie, na zasadzie wyjątku, a dla niektórych – nawet w roli intruza.

 

- Sama jestem takim przykładem, moją doktorską pracę, ściśle związaną z badaniami mediów, realizowałam na Wydziale Filologicznym. Ale zostałam przyjęta gościnnie…

- Ja również. Przygotowanie moich prac, i doktoratu, i habilitacji, choć ściśle związanych z mediami, możliwe było wyłącznie w naukach o polityce. Podstawowy rozdział pod tytułem „Uwarunkowania polityczne” determinował ujęcie problemu. Recenzowali nas specjaliści, eksperci z zupełnie innych dziedzin i dyscyplin naukowych. Dysertacje traktujące o gatunkach czy systemach medialnych oceniali na przykład prawnicy. Praca na rzecz powołania dyscypliny z zakresu mediów była wprost obowiązkiem wszystkich osób, które miały już do czynienia z organizacją życia naukowego. Takie samo było nasze doświadczenie środowiskowe, potwierdzane podczas wielu konferencji. Mieliśmy poczucie, że wyrasta potężna grupa badaczy interesujących się mediami i procesami związanymi z komunikacją społeczną. Miało to także uwarunkowania zewnętrzne. Tak naprawdę dopiero pierwsza dekada XXI wieku pokazała potencjał mediów. Procesy związane z mediatyzacją, nowymi mediami, które przestały funkcjonować jako determinant technologiczny, a stały się pełnoprawnym przedmiotem badań, powodowały, że trzeba było znaleźć miejsce dla takich właśnie badawczych zainteresowań.

 

- Dyscyplina rozwija się dość dynamicznie, ale bardzo długo funkcjonowały tylko dwa ośrodki, które miały w naszej dyscyplinie uprawnienia do nadawania habilitacji. Czy to wystarczająco ekspansywna droga?

- Dwa ośrodki – Uniwersytet Warszawski i Uniwersytet Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie – uzyskały pełne uprawnienia do nadawania  stopni i tytułów naukowych po powołaniu dyscypliny nauki o mediach, czyli po 2011 roku. W 2018 roku, w ramach nowej systematyki związanej z reformą szkolnictwa wyższego, dyscyplina zmieniła nazwę na nauki o komunikacji społecznej i mediach i objęła dodatkowo bibliologię, informatologię oraz nauki o poznaniu i komunikacji społecznej. Nowa klasyfikacja spowodowała, że we wszystkich ośrodkach, które posiadały uprawnienia związane z tymi dyscyplinami, jednocześnie zaczęły funkcjonować uprawnienia w nowej dyscyplinie. W ten sposób pełne uprawnienia uzyskały Uniwersytet Jagielloński, Uniwersytet Śląski, Uniwersytet Wrocławski, Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu i Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu. W mojej ocenie jest to dobre rozwiązanie. Dyscyplina rozwija się bardzo dynamicznie. Kiedy przygotowywałam wniosek o powołanie Komitetu Nauk o Komunikacji Społecznej i Mediach Polskiej Akademii Nauk, uświadomiłam sobie, że już niemal tysiąc osób w różnych ośrodkach badawczo-dydaktycznych w Polsce wybrało tę dyscyplinę jako główną. To oznacza, że bez lęku i obaw dotyczących ewentualnych konsekwencji braku ewaluacji w tej dyscyplinie czy też braku zajęć w tym obszarze, z pełną otwartością, odwagą i świadomością odrębnej kultury badawczej, deklarujemy się jako medioznawcy. Trzeba też powiedzieć, że bardzo dynamicznie wzrosła liczba doktorów i doktorów habilitowanych: w okresie po powołaniu dyscypliny i uzyskaniu uprawnień przez dwa ośrodki, ponad dwieście dwadzieścia osób uzyskało stopnie naukowe doktora i doktora habilitowanego. Pokazuje to, jak szybko się rozwijamy i że faktycznie była potrzeba formalizacji dyscypliny.

 

- Jakie są trzy największe osiągnięcia w zakresie rozwoju dyscypliny w ciągu tych dziesięciu lat?

- Po pierwsze – poszerzenie paradygmatu dyscypliny. Nauki o mediach funkcjonowały przez kilka lat w dualizmie dyscyplinowym, to jest równolegle z naukami o poznaniu i komunikacji społecznej; dwie dyscypliny w dwóch dziedzinach, posiadające tożsame podmioty badań i pewne wspólnoty interpretacyjne. Jako środowisko zabiegaliśmy o połączenie tych dwóch elementów integralnych w badaniach medioznawczych – mediów i procesów komunikacji społecznej. Nasze starania, zwłaszcza Polskiego Towarzystwa Komunikacji Społecznej, wspieranego uchwałami rad wydziałów wszystkich siedemnastu jednostek, które prowadzą badania lub  dydaktykę w tej dyscyplinie, zaowocowało poszerzeniem  paradygmatu. Sukcesem jest również powołanie Komitetu Nauk o Komunikacji Społecznej i Mediach PAN. Jestem z tego bardzo dumna i ogromnie wdzięczna koleżankom i kolegom za wsparcie, za to, że stanowiliśmy jedną drużynę, rozumiejącą potrzebę takiego właśnie najwyższego stopnia formalizacji dyscypliny. Warto dodać, że uchwała Prezydium PAN o powołaniu komitetu została przyjęta jednomyślnie. Sukcesem naszego środowiska jest także integracja badaczy dyscyplin wchodzących w skład nauki o komunikacji społecznej i mediach, choć oczywiście trudno jest po dwóch latach czynić podsumowania, na ile ta integracja jest zaawansowana, na ile jesteśmy pewni swoich racji, swojej odrębności, na ile wchodzimy w dialog. Są bardziej i mniej przekonani do tego badacze, bardziej przywiązani do  tradycyjnego rozumienia bibliologii, nauki o książce, kognitywistyki, nauki o poznaniu. Widać jednak, że wykształca się wspólny obszar badań i wspólna kultura badawcza.

 

- Co jest jeszcze do zrobienia?

- Nie wiem, od czego zacząć, bo jest tego dużo. Podczas kongresów Polskiego Towarzystwa Komunikacji Społecznej, w podsumowaniu kadencji,  przedstawiam sprawy, które powinny zostać w najbliższej przyszłości rozwiązane. Wciąż nierozwiązany jest  problem braku samodzielnego medioznawczego panelu w Narodowym Centrum Nauki (NCN), w którym eksperci  reprezentujący dyscyplinę nauki o komunikacji społecznej i mediach ocenialiby projekty ze zrozumieniem ich specyfiki teoretycznej i metodologicznej Działania na rzecz utworzenia takiego panelu traktuję jako zobowiązanie prezesa PTKS. NCN jest w naszej dyscyplinie głównym ośrodkiem, w którym możemy aplikować o granty naukowe i uważam, że taki oddzielny panel jest niezbędny, jeśli mamy mówić o efektach oddziaływania społecznego, współpracy z otoczeniem gospodarczo-społecznym czy komercjalizacji wyników badań. Trudno jest się „przebić” z projektem medioznawczym, jeżeli jesteśmy oceniani w tej samej grupie, co prawnicy czy psychologowie. Ich potencjał badawczy, zakorzenienie w badaniach empirycznych, bardziej widoczne, bezpośrednie efekty badań, są znacznie większe niż takie, które wynikają z poszerzenia kompetencji miękkich, jakim jest komunikowanie. Także w punktacji czasopism medioznawczych, pomimo, że głośno się tego domagaliśmy, nie uzyskaliśmy zadowalających efektów. Ważne dla naszej dyscypliny czasopisma, uznane i wydawane od wielu lat, nadal mają podstawową liczbę punktów i nie jest jasne, dlaczego tak się stało. Czekamy na wyniki kolejnych analiz parametrów oraz zmiany listy czasopism i wydawnictw, zapowiedzianej przez ministerstwo na październik. To jest również bardzo istotne z punktu widzenia ewaluacji, w której mniejsza liczba wysokopunktowanych czasopism oznacza mniejszą liczbę punktów dla dyscypliny oraz determinuje pytania o celowość ewaluacji słabej punktowo dyscypliny. Należy także brać pod uwagę  potrzebę wykształcenia sieci badawczych, zarówno krajowych, jak i międzynarodowych. Patrzę na to przez pryzmat moich wcześniejszych doświadczeń i wiedzy o tym, w jaki sposób i przez jakie badania ośrodki medioznawcze legitymizowały swoją tożsamość w okresie przed powołaniem dyscypliny nauki o mediach. Była wówczas widoczna specjalizacja ośrodków, obecnie prowadzimy badania we wszystkich subdyscyplinach w każdym ośrodku. W kontekście rozwoju dyscypliny byłoby o wiele lepiej, gdyby, z szacunkiem dla indywidualnego wysiłku, tworzyć międzyuczelniane sieci na bazach sekcji, towarzystw naukowych, zespołów zadaniowych komitetu, które zintegrowałyby badaczy zajmujących się konkretnymi problemami i uświadomiły ich siłę. Niezależnie od interesów poszczególnych ośrodków badawczych warto tworzyć struktury, które będą wzmacniały konkurencyjność. Obserwuję pierwsze przesłanki tego procesu, zwłaszcza w obszarze aktywności młodych komunikologów w gremiach międzynarodowych. Są wybierani w różnych sekcjach na przewodniczących i rozumieją, że trzeba to międzynarodowe doświadczenie wspólnoty badawczej przenosić niżej.

 

- Badania w obszarze nauki o komunikacji społecznej i mediach przenikają się z badaniami z zakresu politologii, socjologii, psychologii, filozofii, językoznawstwa. Czy ta interdyscyplinarność jest siłą, czy raczej słabością?  

- Jedno i drugie. Interdyscyplinarność jest siłą, ponieważ nauka jest żywa i jak mówi  ksiądz profesor Michał Heller: chodzi zawsze o zwiększenie potencjału wiedzy. Możemy czerpać z doświadczeń, zaplecza teoretycznego, metod socjologów, kulturoznawców, prawników, ekonomistów, filozofów, językoznawców i wielu innych. Trzeba jednak brać pod uwagę młodość dyscypliny. Wydaje się, że jesteśmy  świadomi swojej tożsamości, ale poddawanie się takim naukowym przepływom jest ryzykowne. Aby mieć pewność, że to właśnie media są w centrum zainteresowania, musimy definiować przedmiot badań, proporcjonalnie dawkując przydatne refleksje metodologiczne i teoretyczne z innych dyscyplin. Dla zwiększenia potencjału wiedzy badania „na styku” są zawsze ciekawsze, owocniejsze, wiele wnoszą, ale dla tożsamości dyscypliny, zwłaszcza młodej, mogą stanowić zagrożenie. Jestem jednak  pewna, że  środowisko badaczy mediów i procesów komunikacji społecznej dobrze rozumie szanse i zagrożenia interdyscyplinarności.

 

- Wspomniała pani profesor o braku zrozumienia dla tego, jak ważne jest dziś świadome komunikowanie. Czy naukowcy powinni bardziej aktywnie tłumaczyć procesy związane z mediami i komunikacją społeczną?

- Edukacja medialna jest rozwijana w wielu ośrodkach, także poprzez sekcję Polskiego Towarzystwa Komunikacji Społecznej, która stanowiła podwaliny dla powstania Polskiego Towarzystwa Edukacji Medialnej. Wydaje mi się jednak, że sami ciągle nie zdefiniowaliśmy poziomów tej edukacji. Bardzo często jest ona redukowana do edukacji za pomocą mediów. Taką uproszczoną wizję przyspieszyła pandemia.  Najważniejszym celem jest wykształcenie nawyku świadomego odbioru mediów. Około dziesięć lat temu narodziła się inicjatywa utworzenia zawodu edukatora medialnego, która jednak jako propozycja poszerzenia katalogu zawodów w Polsce nie znalazła zrozumienia wśród decydentów politycznych. Powinniśmy głośniej mówić o tym, jak ważna jest edukacja medialna i nawyki odbiorców, ale też edukacja medialna w znaczeniu skutecznego porozumiewania się, dystrybucji wiedzy, komunikowania o nauce czy promocji nauki. Dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek należy zwracać uwagę na te aspekty, nie tylko ze względu na fake newsy i zakłamywanie rzeczywistość w mediach, ale też ze względu  na negatywne procesy dekonstrukcji demokratycznego modelu mediów. Mam na myśli różne czynniki związane z wolnym rynkiem, tak zwaną klikalnością, zdjęciem odpowiedzialności za przekaz, uznaniem, że klasyczne teorie wartości nic nie znaczą, bo informacje mają charakter jednorazowy. Stanisław Lem powiedział, że dożyliśmy cywilizacji jednorazowego użytku. Można dowolną głupotę raz upowszechnić i nikt do tego nie wraca, nie prostuje. Jest taki natłok informacji, że nie tylko nie selekcjonujemy, ale i nie przyjmujemy ze zrozumieniem tych informacji. Wiemy, jak odbywają się procesy przekazywania informacji, a z autoopisu dziennikarzy wnioskujemy, że postrzegają  oni źródła degradacji swojego zawodu między innymi w społecznym przyzwoleniu na bylejakość informacji. Suma tych czynników sprawia, że edukacja medialna znaczy coraz więcej i warto byłoby o tym mówić przy każdej sprzyjającej okoliczności, zwłaszcza na konferencjach, podczas prowadzenia badań medioznawczych czy popularyzowania ich wyników. To społeczny obowiązek medioznawców.

 

- W naszej rozmowie nie może zabraknąć odniesienia do obecnej sytuacji mediów. Czy z uwagi na tak zwany lex TVN rysuje się ona bardziej pesymistycznie?

- Wydaje mi się, że zmierzamy ku mediom zależnym i półautorytarnemu systemowi medialnemu. Nie chodzi tylko o sprawę tak zwanego lex TVN, ale także o kwestię przejęcia grupy mediów regionalnych Polska Press. To są najważniejsze tytuły lokalne, oddziałujące na opinię społeczną, o długiej tradycji i historii, które stały się czymś w rodzaju elektronicznych mediów publicznych. Ciągle dowiadujemy się o zmianach w redakcjach, masowym zwalnianiu zespołów redakcyjnych, powoływaniu nowych osób, cieszących się zaufaniem nowych właścicieli. Dla nich, są to być może działania uzasadnione, ale obserwatorów mediów nie przekonują do jasnych i czystych intencji. Warto zwrócić uwagę, jak media uczą się, że przestały być częścią niezależnej sfery publicznej. W mediach pracuje coraz więcej osób, które są nastawione wyłącznie na swoją karierę, są gotowe poświęcić etos zawodu dla koniunkturalnych celów. Można oczywiście próbować tłumaczyć takie postawy brakiem stabilizacji zawodu dziennikarza i zwykłymi ludzkimi sprawami,  gdzieś trzeba pracować, jakoś zarabiać na życie. Rodzą się jednak wątpliwości. Dziennikarstwo nie będzie miało waloru jakościowego, nie obroni się jako niezależna siła, dopóki nie będzie jasnych kryteriów profesji zawodu i stabilizacji zawodowej dziennikarzy. Coraz gorsze są skutki redukcji kosztów w redakcjach i samozatrudnienia dziennikarzy. W efekcie mamy do czynienia z brakiem niezależności, nierespektowaniem zasad etycznych, podatnością na rozmaite wpływy – polityczne, PRowskie – agresją językową, medialnymi „wojenkami” pomiędzy redakcjami, brakiem solidarności zawodowej. Wiele lat mówimy o konieczności zmiany prawa prasowego, które jest już tak archaiczne, że kompletnie nie przystaje do medialnej rzeczywistości. Z niepokojem obserwuję działania, które zmierzają do ograniczenia sfery swobodnej wypowiedzi mediów. Nie możemy już mówić o pluralistycznym oglądzie rzeczywistości w mediach. Redakcje, dziennikarze i odbiorcy mediów przestali szanować swoje prawa do odmiennych poglądów.  To jeden z powodów, ułatwiających władzy pogłębianie podziałów społecznych. Wydaje się, że gdyby nie stanowcze wypowiedzi amerykańskich polityków, koncern nie otrzymałby koncesji. W przypadku mediów regionalnych nikt nie protestował, nie było takiej siły, która by uświadamiała, że dzieje się  gwałt na mediach. To mocne słowo, ale trafne w kontekście demokratycznego, niezależnego i spluralizowanego modelu mediów. Stało się – mamy imperium medialne prezesa Orlenu, jako podmiot właściwie monopolizujący rynek mediów regionalnych.

 

- Nasza rozmowa kończy się bardzo pesymistycznie, dlatego na koniec zapytam o przyszłość dyscypliny nauki o komunikacji społecznej i mediach?

- Dyscyplina nauk o komunikacji społecznej i mediach należy do dynamicznie się rozwijających i myślę, że ten potencjał będzie z każdym rokiem coraz większy, ponieważ zadziałają czynniki integrujące badaczy trzech wspomnianych wcześniej dyscyplin. Media dostarczają  atrakcyjnego przedmiotu badań. Zwiększa się zainteresowanie studiami  medioznawczymi i komunikologicznymi. Jest wiele czynników zewnętrznych, uświadamiających potrzebę znajomości mechanizmów działania mediów i komunikacji, na co dodatkowo uwrażliwiła nas pandemia. Ewaluacja i nowe zasady polityki naukowej pokazują, jak ważna jest komunikacja naukowa i dystrybucja wiedzy. Myślę też, że odradzają się klasyczne badania medioznawcze i z wielką radością obserwuję wzrastającą liczbę doktoratów i habilitacji, poświęconych kulturze medialnej, etyce, a jeszcze bardziej historii i językowi mediów.  Młode środowisko i wzrastająca liczba doktorantów pozwalają nam jasno patrzeć w przyszłość. Z optymizmem i radością obserwuję rozwój naszej dyscypliny, oczekując też efektów swoistego scalenia paradygmatów, o czym mówiłyśmy wcześniej.

 

- Pozostaje mi podziękować za rozmowę i w imieniu Instytutu Mediów, Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Gdańskiego zaprosić na Konferencję Media-Biznes-Kultura. Pomorze 2021, która odbędzie się w dniach 14-15 października bieżącego roku, a zwłaszcza na naszą debatę Dekada badań nad mediami.

- Dziękuję i oczywiście również zapraszam.

    Aktualności

    Autor
    Artur Popławski
    Data dodania
    13 października 2021