Wystawa odnosi się do miejsca, jakim była pracownia malarza, ale również do drogi, jaką przebył by się tam znaleźć, a potem wrócić do domu.
– Chodziłem tam i z powrotem kilka tysięcy razy. Droga do pracowni zajmowała mi osiem minut piechotą. Ten krótki spacer wystarczał, by doświadczyć swoistej przemiany. Wówczas następowało pewne oczyszczenie, z każdym krokiem uwalniałem głowę od problemów i zanurzałem się w świat obrazów. Ten subtelny proces wspomagałem oglądając wciąż te same obiekty: klatki schodowe, ściany, podłogi, chodniki, prześwit, windę. Poprzez tak zwielokrotnione obserwacje poznałem te miejsca wnikliwie. Odczułem potrzebę dokumentowania tego, co ulotne, jednocześnie wierząc w odkrycie tego, co podczas powierzchownego oglądu jest niedostępne. Fotografując, tworzyłem rodzaj osobistego notatnika, nie sądziłem, że kiedykolwiek pokażę publicznie te prace – mówi Piotr Korol o swojej wystawie.
Ekspozycja obejmuje trzy cykle fotograficzne oraz kilka prac stanowiących luźno powiązany zbiór. Zestawy „Studium światła” i „Prześwit” odnoszą się do problematyki światła, m.in. jego zmienności w kontekście rytmu dobowego czy cyklu pór roku. Natomiast seria zatytułowana „Zacieki w pracowni” powstała podczas pracy nad „Obrazami grawitacyjnymi”.